Obserwatorzy

Cytat

Nie mówię w tym samym języku, co ty.
Są pewne słowa, na które, wiem, nigdy się nie zdobędę.
I kiedy widzę, jak odpowiadasz mi uśmiechem,
W jakiś sposób,
Wiem dokładnie co masz na myśli.

Draco Malfoy/Ginny Weasley

wtorek, 7 marca 2017

Rozdział VII

5 komentarzy:
Są słowa ciężkie jak kamień
I lekkie jak ciepły wiatr
Łagodne jak głos kochany
I groźne jak czarny strach
Leszek Wójtowicz

Pansy wybuchnęła śmiechem. Tak głośnym i szczerym, że aż przez chwilę przypomniała… dawną siebie.
Draco zmarszczył brwi na tę ewidentną zniewagę.
- To było głupie… nawet jak na ciebie. Obrażać Granger, gdy do pary miałeś tylko drugą Gryfonkę? – Dziewczyna znów zachichotała.
- Ucisz się już. – Malfoy uśmiechnął się krzywo, trącając dziewczynę łokciem.
Jak on lubił te momenty, gdy Parkinson zapominała na chwilę, jak bardzo powinna być nim zauroczona. Gdy zapominała, co rodzina wpajała jej od dziecka.
Chłopak powrócił myślami do dzisiejszych wydarzeń.

- Hermiono, odsuń się, proszę – warknęła Ginny, próbując odepchnąć przyjaciółkę wolną ręką, a on jeszcze nie słyszał, aby jej głos w miał w sobie taki ogień.
Granger uparcie pokręciła głową, rzucając Weasleyównie ostre spojrzenie, a Draco miał wrażenie, że dziewczyny zaraz pokłócą się ze sobą, zapominając o tym, kto wywołał ten gniew.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio zadał sobie w ogóle trud obrażania Granger. Nazywanie jej szlamą już lata temu przestało mu sprawiać satysfakcję – odkrył, że są lepsze sposoby, by ranić. Że bezpośrednia konfrontacja ze Złotą Trójką to nic w porównaniu do tego, co działo się za ich plecami.
Że też nie miał, kiedy z tym wyskoczyć…
Wywrócił oczami, widząc, jak Gryfonki mierzą się spojrzeniami. Miał ochotę się zaśmiać, ale zapewne w tym momencie nie byłoby to wskazane.
- Ginny, pomyśl przez chwilę racjonalnie, w porządku? Tak jak tylko ty potrafisz. On nie jest tego wart, dobrze wiesz.
Draco zmrużył oczy, chcąc zauważyć, że kto jak kto, ale on akurat jest wart naprawdę wielu rzeczy. Już otworzył usta, ale w tym samym momencie Weasley rozluźniła ramiona i uśmiechnęła się lekko:
- Masz rację. – Westchnęła i opuściła różdżkę, a chłopak wytrzeszczył na nią oczy.
- Wracam do Pokoju Wspólnego – mruknęła Granger i, nie oglądając się za siebie, wyszła, trochę za głośno zamykając drzwi.
Ginny jeszcze przez chwilę stała naprzeciwko niego, patrząc mu przenikliwie w oczy, aż w końcu odchyliła głowę, nabierając głośno powietrza, i także opuściła laboratorium.
Draco pokręcił głową, nie pojmując do końca, co się właściwie wydarzyło.
Jak tak dalej pójdzie, to Blaise nie zastanie tutaj zbyt wielkich efektów, pomyślał i doszedł do wniosku, że pewnie powinien uprzedzić o tym przyjaciela.

Zaczęli z Pansy właśnie trzecie okrążenie po korytarzach, które wykonywali w ramach obowiązków prefekta. Tylko cud sprawił, że sytuacja zakończyła się bez ofiar i nie zawiesili go w obowiązkach tej wyjątkowej funkcji. Już widział to potępienie ojca przelane na długi zwój pergaminu.
Draco sam był zaskoczony, że to właśnie Pansy opowiedział, co wydarzyło się w laboratorium, aczkolwiek Crabbe i Goyle odpadali w przedbiegach, a Blaise nadal przebywał w Skrzydle Szpitalnym. Teodor natomiast odbywał szlaban u McGonagall.
Ale widząc jej ludzką i spontaniczną reakcję, doszedł do wniosku, że było warto. Choćby ze względu na fakt, że nadal potrafi być sobą, chętnie uraczyłby ją jeszcze kilkoma takimi historiami, gdyby miał je w zanadrzu.

Hermiona w tym czasie siedziała przed kominkiem w Pokoju Wspólnym, a Harry i Ron woleli się nie odzywać, widząc jej minę wyrażającą dezaprobatę. Wymieniając porozumiewawcze spojrzenia, zastanawiali się, co tym razem mogli zrobić, ale – o dziwo – nawet zadane prace mieli odrobione, więc nic nie przychodziło im do głowy.
- Ona jest niemożliwa – wykrzyknęła nagle dziewczyna, wyrzucając ręce w górę. Jej przyjaciele wytrzeszczyli oczy, zszokowani.
- Kto? – odezwał się po chwili Ron, prawie blady.
- Twoja siostra, a kto? – mruknęła Granger, a jej usta zacisnęły się w wąską linię.
Chłopak wyglądał, jakby chciał o coś zapytać, ale po chwili zrezygnował, wyraźnie zbyt zaskoczony, aby wdać się w dyskusję. To on miał w zwyczaju narzekać na Ginny, a Hermiona zawsze skutecznie hamowała jego zapędy.
- Co takiego zrobiła? – spytał w końcu wyjątkowo ciekawy Harry.
- Wykorzystała mnie, ot co! – warknęła Hermiona, odkładając na stolik księgę, którą tak uparcie udawała, że czyta. – Wykorzystała mnie, aby niemiłosiernie wkurzyć Malfoya.
Chłopcy po kilku sekundach zgodnie wybuchnęli śmiechem.
Po wysłuchaniu całej historii, Ron z ręką na sercu śmiało mógł przyznać, że jest niesamowicie dumny z najmłodszej Weasleyówny.

W tym samym czasie Ginny, starając się odwlec spotkanie twarzą w twarz z Hermioną, zaszyła się z Luną i Colinem na jednym z korytarzy, blisko Pokoju Wspólnego Krukonów.
Z lubością wyżywała się na Malfoyu, podkreślając, jak okropnym jest on typem. Zastanawiała się, jak ma to rozegrać i jak ma go nie zabić, zanim Zabini łaskawie postanowi opuścić szpital.
- To może musisz wyjść poza strefę swojego komfortu, porzucić swoje poczucie bezpieczeństwa? – podsunęła Luna, a Colin zachichotał.
Ginny niemal wydała z siebie okrzyk zgorszenia.
- To wszystko już od dawna wychodzi daleko poza moją strefę komfortu! Moją strefą komfortu są łóżko i dobra książka. Ten cały absurd nawet koło niej nie stał – rzuciła oburzona, dochodząc do wniosku, że tylko Luna mogła powiedzieć coś tak niedorzecznego.
Lovegood nie wydawała się być przejęta reakcją przyjaciółki. Z nabożnym skupieniem układała na parapecie kolorowe, pojedyncze koraliki - tak aby leżały w jednej, równej linii, w idealnych od siebie odstępach.
- Perfekcjoniści wiwatują – mruknęła Weasley podsumowująco, patrząc ze zmarszczonymi barwami na zmagania dziewczyny. Colin posłał jej wymowne spojrzenie i postanowił kontynuować temat:
- I co będziesz robić do końca tygodnia? Może po prostu przeczekaj sytuację…
- Chyba sobie żartujesz. Musimy ruszyć z projektem, zanim Snape postanowi mnie zgnębić do reszty.
- To urocze, że budzisz nienawiść w tylu osobach – zaśmiał się Creevey i objął przyjaciółkę.
- Po prostu zabij mnie już teraz – jęknęła ta w odpowiedzi, zamykając oczy, ale zaraz gwałtownie je otworzyła, postanawiając skonsultować sytuację z jedyną znaną jej osobą, która wytrzymuję z ohydnym Ślizgonem.

Weszła po cichu do Skrzydła Szpitalnego, aby przypadkiem nie obudzić jakiegoś chorego ucznia.
Okazało się, że niepotrzebnie była taka ostrożna. Poszkodowany był tylko jeden, a na dodatek nie wyglądał na umierającego.
- O, już myślałem, że nie doczekam się twoich odwiedzin, moja ulubiona koleżanko. – Blaise wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Dlaczego wciąż tu leżysz? – spytała podejrzliwie, nie widząc żadnych uszkodzeń ciała mimo uważnego przyglądania się.
- Bo Madame Pomfrey jest przewrażliwiona i nie chce mnie wcale wypuścić?
- To chyba jakiś żart – jęknęła Ginny i odsunęła nogi Blaise’a, aby móc usiąść na jego łóżku.
- Podejrzewam nawet, że może coś do mnie czuć – zaśmiał się chłopak. – Czy ty na moim miejscu byś nie skorzystała?
Dziewczyna nie odpowiedziała twierdząco, ale jej mina zdradzała wszystko.
- A więc słucham, co się stało? – zapytał po chwili chłopak, przypatrując się Weasley czujnie.
- Co przez to rozumiesz? – wymamrotała niepewnie, kierując swój wzrok na ścianę naprzeciwko.
- Pamiętaj, że jestem Ślizgonem, mnie nie okłamiesz, droga panno.
- No tak… - Ginny zamyśliła się na chwilę, ale w końcu wzruszyła ramionami: - Malfoy się stał. Nie potrafię z nim pracować. Wyłaź stąd natychmiast, inaczej nasz projekt polegnie czym prędzej.
- Wiedziałem… Zostawić was na chwilę samych, doprawdy. Dzieciaki z was.
Ginny ściągnęła mocno brwi:
- Nie pogrywaj ze mną Zabini. Malfoy doprowadził mnie do szaleństwa, Hermionie naubliżał od szlam, a przy tym wszystkim naprawdę nie zrobił nic, co miałoby jakikolwiek wpływ na naszą pracę.
- Dobra, dobra, już mnie tak nie zabijaj wzrokiem. Powiedz mu, jak nieładnie to wygląda, i sio, do pracy.
- Zachował się naprawdę paskudnie, wiesz?
- Nie jest to coś, co by mnie zaskoczyło. – Blaise zmarszczył brwi. – Może po prostu mu odpuść? Inaczej nigdy nie ruszymy dalej.
- Powiedz, że żartujesz…
- Oczywiście, że nie. Ginewro, gdzie się podziało twoje miłosierdzie?
- A skąd, do licha, pomysł, że mam w sobie jakieś miłosierdzie?
- Jesteś Gryfonką…
- Tak, a to znaczy, że cechuje mnie odwaga i lojalność, a nie zabawa w fundację charytatywną. – Dziewczyna spojrzała na Blaise’a z politowaniem.
- Zatem postaw na sprawdzoną metodę kontaktu… - odpowiedział ten rezolutnie. - Wyślij mu list. I bądź tą mądrzejszą.
- Hej, kolego, to może się udać! – wykrzyknęła Ginny po chwili milczenia i nawet odrobinę się rozchmurzyła.
- Do usług. – Blaise znów się zaśmiał.

Weasleyówna po tej rozmowie miała zdecydowanie lepszy humor. I nawet przepraszanie Hermiony zajęło jej jedynie piętnaście minut, trzy zapewnienia, że więcej nie postąpi tak wstrętnie i jedną tabliczkę czekolady, którą zwędziła Ronowi.
Dzięki temu wszystkiemu z lekkim sercem napisała do Malfoya list, pamiętając, aby zawrzeć w nim jednocześnie delikatną naganę, ale także ostrożną chęć pojednania.
Po raz ostatni przeanalizowała odnotowane słowa i sama sobie kiwnęła głową na znak aprobaty.

Draco,
Przestań być kretynem i zacznij ze mną współpracować jak cywilizowany człowiek.
Z najlepszymi (i jakże szczerymi!) pozdrowieniami,
Ginny.

PS. Oczekuję Cię w laboratorium po kolacji.
PS 2. Zachowałeś się cokolwiek nieprzyzwoicie – liczę, że nie popełnisz więcej tak wielkiej głupoty.

- Zwariowała do reszty – mruknął Draco do nikogo konkretnego, czym od razu zwrócił na siebie uwagę Pansy.
Pansy irytującej, przesłodzonej i sztucznej, nastawionej na podziw otaczających ją ludzi.
- Coś się stało? – zapytała piskliwie, zawsze gotowa zabiegać o jego zainteresowanie.
- Zlituj się w końcu i zacznij zachowywać się normalnie – warknął w odpowiedzi, posyłając jej jedno z naprawdę nieprzyjemnych spojrzeń.
Dziewczyna zmrużyła oczy, ale publicznie nie pozwoliła sobie na wszczynanie kłótni.
Dopadnie go później.

Dzień, jak na złość, zatrważająco przyśpieszył i jedynie Zaklęcia i Uroki pozwoliły Ginny na chwilę zapomnieć o zbliżającym się wieczorze. Wykonując ćwiczenia wraz z Harrym, nie zwracała uwagi na drugą parę. Sama przed sobą udawała, że są tutaj tylko oni we dwoje.
Nie potrafiła nie zauważyć kontrastu między tymi zajęciami a eliksirami. Tutaj było tak miło, konstruktywnie i bez niepotrzebnych nerwów.
Ginny nie sądziła, że warzenie mikstur zajmie jej więcej czasu niż pozostałe zajęcia razem wzięte. Żałowała, że to z Gryfonami nie może cieszyć się powierzonym przez Snape’a zadaniem – to byłoby dopiero ekscytujące i wyjątkowe.
Pod koniec zajęć, gdy cała czwórka usiadła przy stole, aby wysłuchać podsumowania ćwiczeń, profesor Savage powiedział – jak to później opisała Ginny – najbardziej absurdalną rzecz na świecie.
- Doskonale. Dzisiaj było doskonale. Dlatego pora, abyśmy przeszli na kolejny etap. Podeszli do tego psychologicznie.
Malfoy zmarszczył brwi w typowy dla siebie sposób i prychnął cicho. Nauczyciel, nie przejmując się tym, machnął krótko różdżką, a przed każdym z uczniów pojawił się niewielki notes – ze wściekle czerwoną okładką i wygrawerowanym imieniem.
- Musicie zrozumieć jak ważna jest silna psychika podczas walki. Od dzisiaj nosicie ten dziennik zawsze przy sobie, od dzisiaj jest on waszą drugą ręką. Macie w nim zapisywać swoje odczucia i reakcje, wszystko, co tylko przyjdzie wam do głowy.
Ginny skrzywiła się, gdy Draco posłał jej złośliwe spojrzenie.
- Będzie to dla was taka sesja psychologiczna na odległość – na razie. Raz w tygodniu zapiski zostaną wysłane do odpowiedzialnej za ich analizę czarownicy. Każde z was za każdym razem otrzyma odpowiedź ze spostrzeżeniami, sugestiami czy drobnymi zadaniami. – Profesor wziął długi oddech. - Abyście nie czuli dyskomfortu – a wiem, że zwierzanie się ze wszystkiego nie zawsze jest przyjemną rzeczą - dopilnowaliśmy, aby ani jedno z was w żaden sposób nie było spokrewnione ani zapoznane z tą osobą. Dlatego zapewniam, że o tym, co piszecie, nie dowie się nikt poza wami i waszym analizatorem. My – jako nauczyciele - nie będziemy mieli wglądu do waszych zapisków.
Profesor umilkł na chwilę, ale widząc sceptyczne miny swoich uczniów, westchnął ciężko:
- Prywatnie powiem, że nie musicie pisać tego, czego pisać nie chcecie. Nikt was do tego nie zmusi. Po prostu oddajcie cokolwiek i – słowo daję – potem już pójdzie z górki. Sam przez to przechodziłem. Oczekuję, że za siedem dni włożycie coś do tej szuflady… - Jedną ręką wskazał szafkę po prawej stronie. – Po tym, gdy tylko to zrobicie, dziennik zniknie, przesłany w odpowiednie miejsce, a w ciągu piętnastu minut będziecie mieli go z powrotem, aby móc kontynuować zadanie. Jakieś pytania?
Było ich kilka, ale biorąc pod uwagę fakt, że właściwie na żadne nie dostali odpowiedzi („Nie dowiecie się, kto będzie to analizował. Na razie nie.”, „No cóż, potrwa to tak długo, jak będzie trzeba.”), był to raczej bezowocnie spędzony czas.
- Koniec zajęć, możecie iść.
Uczniowie zaczęli podnosić się powoli z miejsc, a Harry spojrzał na Ginny zaniepokojony, przez co ona sama też poczuła się niespokojona. Szybko schowała dziennik do torby, zamierzając go spalić przy najbliższej okazji.

Wieczorem po kolacji, w drodze do laboratorium, Ginny zbliżała się z mocnym postanowieniem trzymania nerwów na wodzy. Założyła, że dzisiaj będzie oazą spokoju, bezkonfliktową personą oraz zachowa ład duchowy i w żaden sposób nie pozwoli się sprowokować.
- Nie skradaj się tak, Weasley, nie ma potrzeby – mruknął nagle głos nad jej uchem, przez co podskoczyła do góry przestraszona.
- Na Merlina, Malfoy… - sapnęła, próbując wyrównać swój oddech. – Nigdzie się nie skradam. Po prostu idę i tyle – dodała po chwili już pewniejszym głosem.
- To może po prostu wejdziemy do laboratorium, zamiast tkwić tak przed nim? – zapytał Draco zaczepnie, ale w tym samym czasie otworzył drzwi i zaczekał aż Ginny wejdzie pierwsza, więc ta wyjątkowo nie zdobyła się na żadną złośliwą odpowiedź.
- Wydźwięk twojego listu był co prawda wysoce niestosowny, ale powiedzmy, że niech ci będzie – zaczął znów po chwili, widząc, że dziewczyna wcale nie zamierza pierwsza zmusić się do przyzwoitej rozmowy.
Weasley wyszczerzyła na niego oczy:
- Naprawdę? Nigdy nie wątpiłam w moc delikatnych gróźb zakamuflowanych darem przekonywania, ale żebyś i ty poległ? To ciekawe.
- Nie pochlebiaj sobie – parsknął Ślizgon w odpowiedzi. - Po prostu byłem w Skrzydle Szpitalnym. Biedny Blaise tak się zdenerwował, że nawet na mnie nakrzyczał, a nie chcę, żeby ta wariatka przetrzymała go przez następny tydzień.
Ginny szybko zamarkowała uśmiech ręką, a zaraz uspokoiła się zaskoczona, widząc, że Draco przybrał coś na kształt uśmiechu – któremu co prawda wciąż bliżej było do grymasu niż prawdziwego zadowolenia, ale wystarczyło, aby zmotywować Gryfonkę do wtajemniczenia chłopaka w plan pracy.

Po dwóch godzinach, dziewczyna z ręką na sercu mogła stwierdzić, że Malfoy prawdopodobnie się czymś zatruł.
Może umiera i to jego ostatnia szansa na odkupienie swoich grzechów?, pomyślała, gdy po raz kolejny Ślizgon zaczął jej coś opowiadać.
Doszła do wniosku, że co prawda bycie przyzwoitym idzie mu dosyć kulawo, ale postęp i tak jest olbrzymi, więc może ci na górze docenią starania.
Miała większy problem – naprawdę potrzebowała się skupić i miała wrażenie, że z Blaisem idealnie dopracowali zasady współpracy. Rozmawiali, owszem, ale w granicach rozsądku, a nie bezustannie.
- Ileż można mówić? – zapytała w końcu zniecierpliwiona, gdy chłopak znów wtrącił coś o jej włosach, próbując je obrazić.
Nie wprost, ale ewidentnie miał taki zamiar.
- Napawaj się Weasley, nie codziennie twoje uszy doznają takiej rozkoszy – odpowiedział natychmiast, z wkradającą się w jego ton złośliwością.
- Jak słowo daję, nienawidzę cię – mruknęła Ginny, wykonując łagodne ruchy różdżką nad kociołkiem.
- Nienawiść to brzydka cecha. – Malfoy zmarszczył brwi, próbując patrzeć na dziewczynę z naganą.
- Nawiasem mówiąc, wyraziłam się raczej eufemistycznie – dodała, wzruszając ramionami.
- Jesteś paskudna, a to raczej domena Ślizgonów.
- Merlinie – jęknęła dziewczyna, opadając na fotel. – Jesteś okropny. I chodzi mi o to, że naprawdę, naprawdę okropny. I męczący. Mówisz dużo niepotrzebnych rzeczy, a tak się nieszczęśliwie składa, że aktualnie ja muszę ich wysłuchiwać.
- Też mi coś – warknął niemalże Draco, ale w końcu przestał mówić.
I tej ciszy Ginny tak bardzo potrzebowała.
- Staram się współpracować – czyż nie tego chciałaś? – Malfoy nie wytrzymał po kolejnej godzinie milczenia.
Weasley wzruszyła ramionami, a jej twarz wyrażała skupienie.
- Ja tylko czuję się zaniepokojona i przyznaj, że mam do tego prawo. Tylko czekam aż znienacka rzucisz we mnie jakąś klątwę, bo to wszystko ma pewnie na celu jedynie uśpić moją czujność.
- Aha… - mruknął Ślizgon i przekrzywił głowę. – Jesteś szalona, prawda?
Ginny odchyliła głowę do tyłu, wydając z siebie westchnienie:
- Zapewne tak – powiedziała ostrożnie. – Ale nie bardziej niż ty dzisiaj.
- Czyli, krótko mówiąc, zmierzasz do tego, że mam się zachowywać jak zawsze? Chcesz, żebym był niemiły? – podsumował Malfoy ze znużeniem.
- Cóż… - Ginny sama nie wiedziała, jaka odpowiedź byłaby tą szczerą. – Do tego mnie przyzwyczaiłeś. To chyba najbezpieczniejsze.

- I mimo że to, co powiedziałam, zupełnie nie miało sensu, Malfoy chyba się z tym zgodził, bo jedynie w zamyśleniu pokiwał głową. – Rozemocjonowana Ginny właśnie zakończyła relację Colinowi, a ten – swoim zwyczajem – roześmiał się serdecznie.
Dziewczyna zrobiła obrażoną minę, na co chłopak natychmiast się zreflektował.
Miała wrażenie, że kompletnie nikt jej nie rozumie…

Szanowny Panie/Szanowna Pani, Który/Która-Zamierza-Odczytać-Ten-List,
Z niewiadomych dla mnie przyczyn nikt nie chciał zdradzić, kto planuje „analizować” te wypisywane przez nas brednie (mimo iż osobiście uważam, że jest to bardzo istotna kwestia). Ale ostrzegam z góry, że, patrząc na grono moich współtowarzyszy, nie znajdzie się w tych zapisach nic zanadto ambitnego. Po prostu pewnie okaże się, że wszyscy jesteśmy szaleni. A niewątpliwie jesteśmy.
Z związku z pewnym odczuwanym przeze mnie dyskomfortem pragnę – z najwyższym szacunkiem – poinformować, że żadnego dziennika nie zamierzam pisać (niewielki wypadek i tak mi to zresztą uniemożliwia: notes niestety spłonął i nie było dla niego ratunku).
Można by – błędnie zresztą - wywnioskować z tego, że jestem niepoprawną, rozkapryszoną Gryfonką, ale proszę mi wierzyć na słowo: mam swoje niesamowicie istotne powody.

Z pozdrowieniami,
Całkiem poprawna, acz trochę zaniepokojona,
Ginewra Molly Weasley.


© Agata | WS
x x x x x x x.