Gdy kuszą fałszu prorocy
Odpowiedź trzeba im dać
Spójrz prosto w kłamliwe oczy
I krzyknij: Nie chcę was znać
Leszek Wójtowicz
- Gin, hej, Ginny!
Weasleyówna zatrzymała się gwałtownie, słysząc znajomy głos.
- Cześć, Dean – mruknęła, poprawiając torbę na swoim
ramieniu. – Co słychać?
- Zastanawiałem się, czy nie mogłabyś mi pomóc z
Quidditchem? Wiesz, jakieś dodatkowe treningi na przykład…
- Dean… - jęknęła Gryfonka. – Naprawdę z wielką chęcią bym
to zrobiła, ale słowo daję, nie mam czasu. Ledwo mi go starcza na cokolwiek.
- Och. – Chłopak podrapał się po głowie i rozejrzał
niepewnie. – No tak, rozumiem, jasne. Chyba poproszę Demelzę w takim razie.
- To dobry pomysł. – Ginny posłała Deanowi uśmiech, chociaż chłopak
wcale nie wyglądał na zadowolonego. Dziewczyna zupełnie podzielała jego
uczucie: ich spotkania i rozmowy były raczej niekomfortowe…
***
26 listopada
LABORATORIUM
17:45: Stała tam wściekle czerwona na twarzy, oddychała
strasznie głośno i wiedziałem, że mnie nienawidzi. Chyba ją uraziłem tą
odpowiedzią.
Cóż, ciekawym jest wzbudzać w kimś tak wiele emocji. Tak wielkie emocje.
Arystokracja wychowywana zostaje na innych zasadach. Gniew,
warknięcia, dyscyplina.
Ale taka gama uczuć? To by nie przeszło…
Biorąc pod uwagę fakt, ile spędziliśmy już wspólnych wieczorów
(cztery, a czasem nawet WIĘCEJ w tygodniu), powinna się w końcu nauczyć trzymać
swoje szaleństwo na wodzy.
Jednak chyba nie jest tak bystra, za jaką się najwidoczniej
uważa.
- No cóż, ja na pewno nie mogę tutaj zostać – zaczął Zabini,
odsuwając się pod ścianę, gdy zobaczył wściekłe spojrzenie skierowane ku niemu.
- Zginął mąż mojej matki, nie mogę jej zostawić samej na święta.
- Och, wygodne – warknął Malfoy. – Znałeś chociaż jego imię?
Blaise nie odpowiedział, wzruszył jedynie ramionami.
- Ja też muszę wracać – mruknęła Ginny, bez mrugnięcia okiem
przyjmując na siebie wściekłość Malfoy’a.
- Czyżby? Masz chociaż jakiś sensowny powód?
- To święta, muszę
je spędzić z rodziną.
- To dosyć samolubne, gdzie się podziała twoja gryfońska
postawa?
- Malfoy, naprawdę muszę. Daj mi spokój – warknęła dziewczyna,
nie dopuszczając do siebie kołatającej się w głowie myśli, że chce zobaczyć
cały klan Weasleyów, zanim wojna zacznie się naprawdę i…
- Odpuść sobie te sentymentalne gierki, nie rusza mnie to.
- Kretyn – sapnęła Ginny, zakładając ręce na piersi. – Wracam
do domu na przerwę świąteczną czy ci się to podoba, czy nie…
- Do cholery, Weasley, jesteś najbardziej irytującą osobą,
jaką znam – a konkurujesz ze swoim bratem i resztą idiotów.
- Tak? Myślałam, że zaczynamy się dogadywać… - rzuciła
Gryfonka, zupełnie niezgodnie z tym, co rzeczywiście
myślała.
- To nawet nigdy nie było opcją – odparł sucho, a Ginny
rzuciła w niego swoim podręcznikiem.
26 listopada 1998
Wiem, dojrzałe.
- Koniec, stop, przestańcie natychmiast! – wybuchnął nagle
Blaise, dzięki czemu dwójka jego współpartnerów zamilka natychmiast zaskoczona.
Zabini od samego rana był nie w humorze. – Idziemy na spacer – zarządził po chwili
chłopak.
- Idziemy… co? Na głowę upadłeś? – warknął Malfoy,
przyszpilając przyjaciela wzrokiem.
- Spacer zawsze działa. Malfoy, możesz tu zostać, jeśli
chcesz, nikt nie będzie miał pretensji – wymamrotała Ginny, biorąc głęboki
wdech, aby się uspokoić.
- Jesteście siebie warci, naprawdę – rzekł Draco, ale w tym
samym czasie zaczął pakować swoje rzeczy do torby.
Całą trójką wyszli z lochów, kierując się z stronę błoni.
Wychodząc z zamku, zobaczyli w oddali Pansy z koleżankami.
Blaise pomachał im bez entuzjazmu, Ginny udawała, że nic nie widzi, a Malfoy
pomyślał, że czeka go zapewne wieczorem naprawdę długa rozmowa.
- I jak, teraz już waszym zdaniem problem jest rozwiązany? Spacer pomógł? – zapytał z przekąsem
Draco, nie kryjąc swojej irytacji.
- Spokojnie. Bez afer, ja was proszę.
Po kolejnych piętnastu minutach ciszy, cała trójka była
zaskoczona tym, jak łatwo się idzie wspólnie, gdy nie trzeba rozmawiać.
Milczenie po jakimś czasie przerwał Blaise, wypowiadając
ostrożnie słowa:
- Chcecie wiedzieć, co ja myślę? Idźcie, moi drodzy, na
kompromis. Tak, Wrażliwa, nie patrz tak na mnie. Mówię całkowicie poważnie,
Ginny się skrzywiła, a Malfoy przewrócił oczami, po czym
zapytał:
- Czyli co to twoim zdaniem oznacza?
- Hm. Zostańcie razem. Co dwie głowy to nie jedna, nie? A
przynajmniej żadne z was nie będzie poszkodowane.
- To jakiś żart – jęknęła głucho Ginny. – Jak ty nic nie
rozumiesz. Wtedy oboje będziemy
poszkodowani, szalony człowieku.
- Wesołe z nas towarzystwo, bo właśnie nadchodzi kolejny
żart – dopowiedział Malfoy, ale Weasley nic z tego nie zrozumiała. A potem
podniosła głowę i żołądek pojechał jej do gardła. Przyśpieszyła kroku,
wpychając się przed Blaise’a, mając nadzieję, że zostanie potraktowana, jako
samotnie szwędająca się osoba, ale widząc zaskoczenie na twarzach Harry’ego i
Rona, wiedziała już, że nic z tego nie wyszło i że to nie będzie dobre
spotkanie.
- Ginny, co ty wyprawiasz? – sarknął jej brat, gdy obaj
Gryfoni zatrzymali się na chwilę, by zaraz wyrównać swoje kroki z nadchodzącą
trójką.
- Spaceruję, Ronaldzie – westchnęła i usłyszała jak Malfoy
parsknął śmiechem, wcale nie subtelnie.
- Jasne. Dlaczego?
- Bo krzyczenie na siebie w wciąż tym samym pomieszczeniu
może się zrobić trochę monotonne, okej? Czasami warto urozmaicić sobie
furiackie kłótnie.
Przez twarz Harry’ego przebiegł lekki uśmiech.
- A tak naprawdę? Co przede mną ukrywasz? – ponowił
podejrzliwie Ron.
Malfoy zaczął coś tłumaczyć, mając dosyć narzucającego się
Gryfona, ale gwałtownie zamilkł, aby wypowiedzieć katastrofalne w skutkach
zdanie, które właśnie przyszło mu do głowy.
26 listopada 1998
- Omawiamy właśnie z twoją uroczą
siostrą nasze wspólne plany na przerwę świąteczną – westchnął, a chwilę potem
wpadł na mnie Zabini, tak gwałtownie się zatrzymałam.
Poważnie.
- Nie tak bym to nazwała – rzuciła Ginny szybko w stronę
Harry’ego, który spojrzał na nią sceptycznie. – Któreś z nas musi tu zostać na
święta. Ale to nie są żadne wspólne plany. Zostać musi jedno z nas.
- Ty… ty… zidiociały… - zaczął Ron, zbyt wściekły, aby
wydusić więcej.
- Żałosne – mruknął Malfoy, uśmiechając się złośliwie.
- Zabierz go stąd, proszę – Ginny szepnęła gorączkowo, znów
do Harry’ego, w międzyczasie stając na drodze Ronowi. – Przyjdę niedługo do
Wieży i wszystko wam wytłumaczę, w porządku?
Dziewczyna właściwie nie zostawiła mu wyboru. Pchnęła
delikatnie swojego brata i rzuciła Harry’emu tak znaczące spojrzenie, że w
końcu zrozumiał i pociągnął chłopaka za ramię. Obaj wycofali się powoli, zawracając
w stronę Wspólnego Pokoju Gryffindoru.
Ginny odwróciła się do Ślizgonów.
- Uroczą siostrą?
Czy to jest tego warte, Malfoy? Naprawdę? – zapytała znużona, nawet nie mając
siły porządnie się wściec.
- Och, doprowadzenie tego kretyna do szału? To jest warte wszystkiego – odparł chłopak z pełną
swobodą.
- Jesteś głupim, egoistycznym kretynem.
Draco wydawał się być zbyt rozbawiony, aby się przejąć.
26 listopada
KORYTARZ
18:13: Byłem trochę zawiedzony. Wkurzyć jednego Weasleya, gdy
mogło się wkurzyć dwóch… No cóż, liczyłem na coś bardziej spektakularnego.
Przyjrzałem się Weasleyównie dokładnie, ponieważ coś mi nie
pasowało. Wesołe ogniki zamigotały w jej oczach, gdy powiedziała najbardziej
przesłodzonym głosem, jaki było dane mi słyszeć:
- Więc w porządku, Draco.
Liczę na to, że nie zepsujesz naszych
planów i wpiszesz się na listę osób zostających w Zamku, abyśmy mogli wspólnie realizować naszą misję.
Poszła sobie. Cwana bestia.
***
Ginny weszła przez portret Grubej Damy, czując się bardzo,
bardzo zmęczona. Natychmiast doskoczył do niej Ron, ale tylko go wyminęła,
siadając na podłodze przy kominku, gdzie czekali już jego przyjaciele.
- Jak łatwo was sprowokować – westchnęła, odchylając głowę
do tyłu i opierając się o fotel Harry’ego.
- Ginny, co się dzieje? – zapytała Hermiona, wzrokiem
uciszając Weasleya, który już chciał otwierać usta.
- Nic, kompletnie nic. Poszliśmy… się przejść, aby
odetchnąć. I naprawdę omawialiśmy przerwę świąteczną, ale nie w kontekście wspólnych planów, tylko ustalenia kto ma
tutaj zostać. Bo któreś z nas musi.
- Rodzice nie będą zadowoleni, jeżeli nie wrócisz do domu –
postraszył Ron natychmiast, karykaturalnie zmieniając swój ton i próbując mu
nadać odcień groźby.
- Ale ja chcę wrócić! – niemalże krzyknęła dziewczyna, unosząc
ręce do góry. – Chcę, chcę, chcę, w porządku? Ale nie wiem jak to się skończy,
nic nie mogę obiecać.
- Ron, daj już spokój – westchnęła Hermiona, patrząc na
chłopaka z politowaniem.
- Ron, czy jesteś w stanie mi zaufać? – zapytała Ginny
mocnym głosem, wstając i kładąc mu ręce na ramiona.
- Nie jestem w stanie zaufać im – wymamrotał chłopak, wzdychając ciężko.
- Poradzę sobie z tym, naprawdę. Jak tak będą wyglądały
nasze zajęcia, zobaczysz mnie jeszcze z nimi nie raz. Naprawdę. Spędzam w laboratorium
większość wieczorów i sama wiem najlepiej jakie to męczące. Ale nie mam wyboru.
I to nie oznacza, że za każdym razem, gdy się tylko miniecie musimy zapobiegać
jakiejś katastrofie, bo was wszystkich rozsadza testosteron. Po prostu sobie
odpuść, okej?
- Gin…
- Ron, proszę – wyjęczała dziewczyna błagalnym głosem. –
Proszę, proszę, proszę.
- W porządku – powiedział w końcu chłopak, po dłuższej
chwili. - Ale, jeżeli cokolwiek będzie nie tak…
- … to natychmiast się do ciebie zwrócę, wiem.
Ron zacisnął usta w wąską linię, co zazwyczaj było domeną
Hermiony, ale nie powiedział nic więcej.
Ostatecznie Ginny doszła do wniosku, że nie było tak źle.
Poczuła ulgę i uśmiechnięta skierowała się ku dormitorium.
Pozwoliła sobie zrzucić wszystkie rzeczy z łóżka – w tym
znoszone szaty, zapisane skrawki pergaminów i pracę domową z Transmutacji - na
podłogę i rozłożyła się wygodnie na materacu, głowę zsuwając poza jego obszar,
aby delikatnie zwisała w dół.
Westchnęła zadowolona, napawając się chwilą spokoju i
przymknęła oczy.
***
Blaise chodził w tę i z powrotem po Sowiarni, nie potrafiąc
podjąć ostatecznej decyzji. To, co wczoraj zobaczył wytrąciło go z równowagi i
z trudem mógł się dzisiaj na czymkolwiek skupić.
I jeszcze te wieczne problemy Ginny i Draco.
Ślizgon westchnął głęboko i po raz kolejny uświadomił sobie,
jak dobrze zrobił, wymigując się z opieki nad eliksirem podczas świąt. Teraz
naprawdę musiał wrócić do domu.
Nerwowo rozwinął skrawek pergaminu, znowu przejeżdżając
wzrokiem po własnym piśmie:
ktrop frmhp wcgxo jlxc
W jaki sposób to mogło znaczyć cokolwiek?
Blaise nie był głupi. Bez problemu zorientował się, że ma do
czynienia z szyfrem. Pytanie pozostawało: z jakim? Może chodzi o czytanie
wstecz? Albo odpowiednie przestawienie liter?
Chłopak pokręcił głową i powoli przepisał słowa na nowym pergaminie. Na razie
postanowił nie opisywać matce co dokładnie
wczoraj widział. Ich listy zapewne mogły być sprawdzane, lepiej było nie
ryzykować.
Mimowolnie wzdrygnął się, gdy w głowie zaczął odtwarzać
scenę z Wieży Zegarowej. Nawet nie wiedział, ile już czasu spędził w Sowiarni –
prawie podskoczył, gdy usłyszał szczęk otwieranych drzwi.
- Po prostu uważam, że to może mieć jakieś znaczenie…
- Wałkowaliśmy to już tyle razu. Tu musi chodzić o coś
innego.
Doszedł do niego dźwięk rozmowy i natychmiast rozpoznał te
głosy. Niespokojnie zaadresował kopertę i najgłośniej jak mógł przywołał swoją
sowę. Natychmiast nastała pełna napięcia cisza, a chwilę później Gryfoni
pojawili się na tym samym poziomie co on.
Usłyszał jak Weasley głośno wciągnął powietrze, ale wyminął
jego, Pottera i Granger bez słowa.
Postanowił udać się do biblioteki.
***
29 listopada
DORMITORIUM
13:45: Przez to głupie gadanie Weasley sam trochę czuję się
nieswojo, wiedząc, że Snape dzisiaj do nas przyjdzie. Jeżeli rzeczywiście nie
lubi jej tak, jak to opisywała, możemy mieć kłopoty.
- Zabije nas, słowo daję – jęknęła Ginny żałośnie.
- Jasne, że nas zabije. Będziecie ciągle się sprzeczać, a to
go wyprowadzi z równowagi – warknął Blaise.
Ginny doszła do wniosku, że chłopak ostatnimi czasy chodził
raczej spięty i złościł się z byle powodu.
- Nie… będziemy się sprzeczać. Nie jesteśmy idiotami –
oznajmił Draco w odpowiedzi, przeszywając przyjaciela wzrokiem.
- Och tak? A robicie tutaj cokolwiek innego? Może
pracujecie? Może dyskutujecie o tym, co będzie lepsze dla eliksiru? Może po
prostu miło mija wam czas? I może są to najzwyczajniej w świecie konstruktywnie
spędzone godziny? – Jego głos ociekał jadem i Ginny doszła do wniosku, że
wreszcie odnalazła w Zabinim Ślizgona.
Malfoy z hukiem oparł się rękami o stół, a Ginny aż
poskoczyła przestraszona i cofnęła się o krok, praktycznie wpadając na ścianę.
Może i ostatnimi czasy spędzała ze Ślizgonem dużo czasu, ale chyba nigdy nie
zdarzyło jej się widzieć go takiego rozjuszonego.
- Spieprzaj Zabini, jak masz jakiś problem to idź wyżywać
się na kimś innym – prychnął Draco coraz bardziej niezadowolony.
Ślizgoni przez kilka długich chwil sztyletowali się
spojrzeniami, a Ginny nie miała odwagi przerywać im tej niemej kłótni. Bez słów
wymieniali argumenty, aż nagle wyraz twarzy Blaise’a zmienił się na niebywałe
zmęczenie.
- Po prostu się zachowujcie – mruknął, nie zamierzając
przepraszać za wcześniejszy napad agresji. – Mam dość waszych kłótni.
A Malfoy postanowił zachowywać się tak poprawnie, jak nigdy przedtem.
- Czy mogłabyś mi podać notatki?
- Proszę bardzo.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. A czy ty, Draco, byłbyś tak miły i dorzucił
tutaj trochę żabiego skrzeku?
- Z największą przyjemnością, właśnie miałem to zrobić.
- Cudownie.
Widzi Pani? Tak było cały czas.
Snape był tym tak rozproszony, że nawet do niczego się nie
przyczepił. Przynajmniej nie tak bardzo jak zawsze. Kilka złośliwych uwag,
skierowanych w moją stronę? Błagam, Severusie, dla mnie to jak chleb powszedni.
Zabini za to ledwo powstrzymywał się od śmiechu – humor
ewidentnie mu się poprawił i nawet musiał udać napad kaszlu i wypaść na
korytarz.
A i tak pojedyncze chichoty wyrywały mu się z ust. Miałam ochotę
go walnąć.
***
Ginny postanowiła sobie odpuścić tego dnia dalsze zajęcia.
Ta wizyta i tak kosztowała ją wiele nerwów, mimo całkiem satysfakcjonującego
efektu. Bez żadnych więc skrupułów skierowała się do Wielkiej Sali, aby chociaż
raz zjeść kolację o cywilizowanej porze.
Malfoy na odchodnym rzucił tylko, że jutro się spóźni, bo ma
trening, co przypomniało jej o pewnej rzeczy…
Mecz Quidditcha. Niezależnie od tego kto wygra, a kto nie…
wszystko runie. Będą się nienawidzić jeszcze bardziej.
Cholera.
Ginny przemknęło przez myśl, że prawie zabiła Marcusa Diggle,
wpadając na niego, zbyt zamyślona, aby poświęcić uwagę rozglądaniu się po
korytarzu.
- Przepraszam – jęknęła, rozcierając sobie rękę, ale doszła
do wniosku, że on chyba odniósł większe obrażenia, bo wylądował na ziemi.
- Uch, nie rób tego więcej – mruknął, łapiąc się za parapet,
aby wstać.
- Hm, nie zamierzam.
- Cieszy mnie to, nie ukrywam – zamilkł na chwilę, aby
doprowadzić się do porządku, po czym poruszył najbardziej neutralny temat, jaki
wpadł mu do głowy: - Zrobiłaś już to wypracowanie z Zaklęć? Ja się nad nim
męczę od kilku dni.
- Jasne, mogę ci podrzucić, jeżeli chcesz poszukać
inspiracji.
Marcus roześmiał się:
- Zawsze gotowa do pomocy, wybawicielka Ginny. Byłoby
wspaniale.
Ginny też zachichotała.
Sześć lat w tym samym
domu, a on tak mało mnie zna. To smutne.
- Gdzie idziesz?
- Na kolację.
- To ty jednak jadasz? – Chłopakowi naprawdę rozszerzyły się
oczy ze zdziwienia, a dziewczyna aż przystanąć.
- Codziennie, nawet trzy razy? Przepraszam, a czy to jest
coś nietypowego? Nasz gatunek musi się odżywiać, wiesz…
Jego twarz praktycznie rozświetlił uśmiech.
Niepokojące.
- Właśnie wygrałem galeona, super.
Że co?
- O czym ty, do diabła, mówisz?
Chłopak nagle zrobił się speszony i wzruszył nerwowo
ramionami.
- No nie bywasz na posiłkach. Praktycznie wcale. Inni sądzą,
że jesteś na diecie, ale ja tam uważam, że jesteś na to zbyt rozsądna.
Hm. Okej. Ciekawe.
Głupie.
- To przecież te eliksiry! – Prawie krzyknęła, ale Marcus
nie wyglądał, jakby cokolwiek zrozumiał. - Mam, em, projekt? Projekt, tak. Na
eliksiry. Takie dodatkowe zadania. Zazwyczaj zajmuje się nimi wieczorami, więc
wiesz, przychodzę na kolację jak już wszyscy się rozejdą.
Jego twarz przybrała nagle pełne zrozumienie.
- No tak, pamiętam, Snape o coś cię tam męczył. Nie
sądziłem, że to nadal trwa.
- Chyba nie tylko ty, Marcusie. To urocze, że moi szkolni
koledzy siedzą sobie i plotkują o moich zwyczajach żywieniowych.
- Ale chyba nie jesteś zła, prawda? – zapytał szybko, niemal
przestraszony.
- Nie, skąd. – Ginny zaśmiała się, wzruszając ramionami. –
Miło mi, że mogłam przyczynić się do twojego zarobku.
***
1 grudnia
NA KORYTARZU, W DRODZE DO SZALEŃSTWA
08:00: Barnabo, McGonagall
jest szalona. Mam nadzieję, że to nie jest żadna Pani przyjaciółka.
Chociaż jeżeli tak, to mam
pewną radę: proszę natychmiast zerwać tę znajomość.
Dała mi i Blaise’owi szlaban…
Za rozmowę na lekcji, doprawdy…
Był tak męczący, że nawet ja
nie byłem wstanie zmusić Zabiniego do tego, aby wstał z rana. Ale okazuje się,
że ktoś musi być odpowiedzialny i dorzucić do naszego eliksiru liście
mandragory.
Draco wszedł do laboratorium, rzucając jakąś złośliwą uwagę
do Ginny, która siedziała w fotelu, ale dziewczyna w ogóle nie zareagowała.
Chłopak przystanął na chwilę, marszcząc brwi, a ta w
milczeniu podała mu swój egzemplarz Proroka Codziennego.
Gdy skończył czytać artykuł dotyczący nowych morderstw, nie
wiedział co ma powiedzieć… Widząc jej bladą twarz i zacięta minę, miał ochotę
rzucić coś pokrzepiającego.
Ale to byłoby niestosowne.
Niepoprawne.
Nie na miejscu.
Stali po dwóch stronach barykady i nic co by rzekł, by tego
nie zmieniło.
1 grudnia
LABORATORIUM
17:32: Merlinie…
- W najbliższą sobotę mecz, co? – zagadnął, czując się jak
idiota.
- Yhym – przytaknęła dziewczyna, ale wzrok wciąż miała
nieobecny.
Draco wycofał się z sali, nie chcąc się mierzyć z takimi
emocjami i mając nadzieję, że w swoim zdołowaniu Wesleyówna nie zapomniała o
liściach mandragory, które miała dzisiejszego ranka dorzucić do eliksiru.
***
1 grudnia
POKÓJ WSPÓLNY
20:00: Dyżur, dyżur, dyżur…
Cholerne obowiązki.
Pansy stukała
niecierpliwie nogą, czekając przy wyjściu z Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
- Idziemy? – usłyszała za sobą głos, który automatycznie
sprawiał, że na jej ustach pojawiał się wyjątkowy uśmiech.
Zaraz jednak zbladł.
Nie mam dzisiaj na to
siły, pomyślała i ruszyła na korytarz.
- Jesteś niebywale cicha – mruknął Draco, nawet nie
odwracając ku niej głowy.
- Tak – potwierdziła dziewczyna, nie sądząc, aby mogła dodać
coś więcej.
- Co się stało?
- Nic. Naprawdę nic.
Pansy oparła się o ścianę, przyciskając policzek do zimnego
kamienia.
- Słabo ci? Zamierzasz mdleć?
- Och, zamknij się.
- Stara, dobra Pansy – mruknął Draco, naciskając ramiona
dziewczyny, aby zmusić ją do pozycji siedzącej. Po kilku minut, gdy Parkinson
nie dawała znaku życia, Malfoy usiadł obok niej. Jej głowa oparła się o jego
ramię.
- Zapytam jeszcze raz. Co się stało?
- Te wszystkie ataki. Ta presja. To szaleństwo – szepnęła w
odpowiedzi i nie dodała nic więcej.
- Rozumiem – mruknął chłopak, chociaż wcale nie rozumiał.
Zastanawiał się, co go tak pokarało, że już drugi raz dzisiejszego dnia miał
przyjemność natknąć się na dziewczynę w depresyjnym nastroju.
Kolejne dziesięć minut zajęło Ślizgonce odzyskanie rezonu.
Po tym czasie wstała jak gdyby nigdy nic, wyprostowała szatę i ruszyła przed
siebie.
- Więc o co ci ostatnio chodzi? – zapytała po chwili już
swoim normalnym głosem.
- Mi? – Draco był ewidentnie zdezorientowany.
- Jakieś dziwne spojrzenia, aluzje, uwagi…
- Nie wiem. – Chłopak wzruszył ramionami. – Chyba sobie
przypomniałem, dlaczego się przyjaźniliśmy…
- Dlaczego?
- Bo byłaś sobą.
Kolejne wzruszenie ramion.
- Merlinie, Malfoy. Dobrze wiesz, czego ode mnie oczekują.
Jaką mam rolę. Do tej pory grałeś w
to ze mną.
- Już nie chcę grać – powiedział chłopak i dopiero wtedy
uświadomił sobie, że naprawdę tak jest. – Chcę ciebie. Taką, jaką byłaś kiedyś.
Nie chcę tej dziwnej Pansy. Irytującej, słodkiej i rozkosznej.
- Urażasz mnie właśnie.
- I co z tego? Kiedyś byś się tym nie przejęła.
- Tak, to prawda. - Dziewczyna zamilkła na chwilę. - Ale jak
mam grać i nie grać, kiedy chodzi o ciebie? Nie potrafię.
- Ta, może być ciężko. Coś wymyślimy.
- Ta.
***
Ginny niechętnie poświęciła dzisiejszy wolny wieczór na
posprzątanie swojej części dormitorium. Ze zrezygnowaniem rozejrzała się
dookoła pomieszczenia, pocieszając się faktem, że nie jest tutaj jedyną
bałaganiarą.
- Co za syf… - mruknęła i z duszą na ramieniu zaczęła
składać walające się po kątach ubrania. Jeszcze przez chwilę rozważała wszelkie
za i przeciw, ale koniec końców, doszła do wniosku, że lepszego dnia nie
będzie.
Nie codziennie to dormitorium jest puste, a jej
współlokatorki zajęte. Zdecydowanie musiała wykorzystać moment.
Piętnaście minut później Ginny przewróciła oczami,
zauważając, że nieporządek właściwie wcale się nie zmniejszył. Jednym ruchem
zgarnęła wszystko z łóżka i usiadła na podłodze, aby posegregować papiery.
Wyjęła spomiędzy nich pióro i odłożyła na szafkę nocną, z
niezadowoleniem stwierdzając, że zachlapało ono jej niedokończone wypracowanie
z eliksirów.
Sięgnęła po list od rodziców, obiecując samej sobie, że w
końcu na niego odpisze, a następnie po plan lekcji, który teraz znała już na
pamięć.
Na kolana wypadł jej kawałek pergaminu, który na pewno nie
należał do niej. Powoli przeczytała słowo „elektorat”, wypisane starannym
pismem i wzruszyła ramionami, zastanawiając się czy skrawek jest Amelii albo Jackie
i czy może pozwolić sobie na wyrzucenie go. W końcu odłożyła go na szafkę nocną
i ze znużeniem wróciła do porządków.
Pięć minut przed kolacją z satysfakcją stwierdziła, że
zadanie zostało właściwie wykonane i bez poczucia winy wrzuciła do kufra resztę
rzeczy, które zagracały jej dormitorium.
Zadowolona udała się do Wielkiej Sali.
***
Dwa dni do wpisywania
się na listę osób pozostających w zamku na ferie.
Pięć dni do meczu.
Dwa tygodnie do
Hogsmeade.
Dwadzieścia dni do
przerwy świątecznej.
2 grudnia 1998
Będzie wesoło.
2 grudnia
ELIKSIRY
13:44: To będzie ciekawy miesiąc, doprawdy.
***
Ginny bez żadnych skrupułów obserwowała, jak domownicy
Gryffindoru umieszczają swoje nazwiska na pergaminie przyniesionym przez
profesor McGonagall i nawet nie zbliżyła się do tablicy ogłoszeń, aby w
przypływie głupoty nie dopisać się na świąteczną listę uczniów
niewyjeżdżających na święta.
Witam! W końcu udało mi się zajrzeć na jeden z wyjątkowych dla mnie opowiadań.
OdpowiedzUsuńPo prostu kocham tego bloga. A kłótnie Giny i Dracko są po prostu przesłodkie. Jak ja lubię jak na siebie warczą. Tak wiem jestem Dziwna :)
Chciałabym chodź odrobinę tak pisać jak ty.
Serdecznie pozdrawiam
Hej to pirewsze sensowne i warte uwagi drinny jakie odkryłam
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rodziały ciągiem i jestem ciekawa co będzie dalej
Dialogi (a szczególnie kłótnie draco i Ginny) to majstersztyk
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział
Super. Czekam na kolejne części
OdpowiedzUsuń