Są także dwa słowa-klucze
I każdy dobrze to wie
Jak trudno przed nimi uciec
Wybieraj: tak albo nie
Leszek Wójtowicz
Szanowna poprawna oraz
niepotrzebnie zaniepokojona Pani Ginewro,
Serdecznie dziękuję za
przesłany list.
W związku z koniecznością
zapoznania się z Pani portretem, a w tym z Pani przeszłością, pragnę
poinformować, że jak najbardziej rozumiem Pani rozterki.
Dlatego też uważam, że
zaproponowała Pani bardzo rozsądną alternatywę – proszę po prostu pisać do mnie
listy. Ta forma zupełnie mi opowiada.
Zwłaszcza biorąc po
uwagę wypadek z dziennikiem. Przykro mi, że spłonął.
Podpowiem na czym
warto się w najbliższych tygodniach skupić. Może Pani po prostu w dowolny
sposób odpowiedzieć sobie (a przy okazji, także mi) na poniższe pytania:
·
Co mnie
ostatnio zdenerwowało? I jak sądzę – dlaczego?
·
Co mnie
ostatnio ucieszyło? I jak sądzę – dlaczego?
·
Jakie mam
podejście do zajęć, na które uczęszczam?
·
Jakie mam
podejście do innych, istotnych dla mnie kwestii?
·
Czy –
biorąc pod uwagę całokształt powyższych spraw – jestem z siebie zadowolona?
Niestety nie mogę
zdradzić kim jestem, ale pozdrawiam,
Pani prywatna
Analizatorka.
Ginny odniosła wrażenie, że nie ona jedyna jest tutaj
szalona i nie mogła dociec, jak ta kobieta może mieć prawo do psychologicznego
analizowania jej osobowości, skoro ewidentnie z nią samą jest coś nie tak?
Już prawie wszystko się układało – Blaise wrócił do żywych,
eliksir się tworzył, było całkiem elegancko – a ta Analizatorka wyskakuje z czymś takim?
Oczekiwanie od niej, że będzie uczęszczała na wszystkie
lekcje, odrabiała zadania domowe, uczestniczyła w zajęciach dodatkowych oraz
treningach Quidditcha, a do tego jeszcze prowadziła zapiski swoich uczuć, aż
nie mieściło jej się w głowie!
Już nie chodziło nawet o to, że praktycznie nie miała, kiedy
spać. Ale to zadanie? Nie, po prostu… nie.
- Jak tam Ginny
twój dziennik? – zapytał tego samego dnia Malfoy, gdy tylko dziewczyna znalazła
się w laboratorium.
Jej imię z jego ust. Nienawidziła, gdy to robił. Brzmiało to
zawsze tak obraźliwie.
Blaise zmarszczył brwi z dezaprobatą, już otwierając buzię,
aby uciszyć przyjaciela, ale Gryfkonka go ubiegła, odpowiadając spokojnie:
- Wybitnie, dziękuję. Mam nadzieję, że twój wyszedł równie
doskonale. Choć pewnie wnioski będą przykre i czym prędzej wyniosą cię stąd w
białym kaftanie.
- I po co ta złośliwość? – mruknął Draco, wzruszając
ramionami, a Ginny prychnęła oburzona.
- Zabieramy się do pracy, wiecie? – rzekł z całą mocą
Zabini, nie mając zamiaru słuchać tych słownych przepychanek. Skrzyżował ręce
na piersi, czując się jak jedyna dorosła osoba w tym pomieszczeniu i czekał na
jakiś sprzeciw. Na szczęście żadne z nich go nie wyraziło.
Odkąd wyszedł ze szpitala i pracowali ze sobą w trójkę,
można powiedzieć, że spędzone tu godziny były… poprawne. Ale ileż oni
poświęcali czasu i energii na te wszystkie przytyki. Blaise sądził, że mogli zupełnie
inaczej wykorzystać ten czas, a pewnie ich postępy byłyby znacznie większe.
17 listopada 1997
Szanowna
Wymuszająca-Opis-Emocji-Analizatorko,
…
Ginewra.
14:52: Będą to luźne notatki, broń Merlinie dziennik. I robię to
tylko z przymusu, tu musi być jasność.
Uważam, że pytania te są bez sensu, aczkolwiek postaram się na
nie odpowiedzieć. Z jakiegoś durnego powodu, ojciec chcę, abym brał udział w
tej całej farsie.
Co mnie ostatnio zdenerwowało? Raczej kto, rzekłbym. Weasley potrafi być taka irytująca, słowo daję.
Dlaczego? A kto ją tam wie? Jest narwana i dziwna, to może być
powód. No i te włosy. Co z nimi jest nie tak?
D.
***
Gdy Ginny kierowała się na trening następnego dnia, zrównał
się z nią Harry, hamując gwałtownie i niemalże wytrącając jej miotłę z rąk.
- Spokojnie, kapitanie – zaśmiała się. – Nie zaczniemy bez
ciebie.
Chłopak także się zaśmiał, ale kryła się za tym odrobina
troski. Przez chwilę przypatrywał się uważnie dziewczynie, ale w końcu chyba
poczuł się usatysfakcjonowany tym, co zobaczył, bo nieznacznie rozluźnił ramiona.
- Jak tam twoje zadanie? – zapytał ostrożnie. – No wiesz, to
z Zaklęć.
- Harry – jęknęła dziewczyna. – Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Moje zadanie ma się dobrze, ale nie zamierzam prowadzić dziennika, wiesz?
- Nie? – chłopak zmarszczył brwi. – Ale coś wrzucałaś do
szuflady, prawda? Widziałem to.
- Napisałam list. – Ginny zachichotała. – Wyjaśniający, że
nie, dziękuję, postoję.
- I myślisz, że to przejdzie? – zapytał Harry z
powątpieniem.
- Chyba, choć to czyste wariactwo już przeszło. Ta cała
tajemnicza osoba twierdzi, że nic nie stoi na przeszkodzie i spokojnie mogę jej
pisać listy. Szaleństwo, prawda?
Harry przytaknął, ale większego entuzjazmu. Przez chwilę
szli w milczeniu, oboje najwyraźniej zatraceni w swoich własnych myślach,
dopóki Ron nie wepchnął się pomiędzy nich zdyszany:
- Myślałem już, że nie zdążę. Taktyka i logiczne myślenie,
głupie zajęcia – mruknął rozdrażniony i jeszcze przez chwilę mówił sam do
siebie pod nosem. W końcu westchnął ciężko.
- Skupmy się teraz na grze, proszę – oznajmił
Harry, próbując naprowadzić przyjaciela na poprawny tor myślowy. – Musimy
rozpocząć ten sezon wygraną – dodał ponuro, patrząc na siedzących nieopodal na
błoniach Ślizgonów.
Blaise podniósł swoje spojrzenie, ale cała reszta
ostentacyjnie ich zignorowała.
- Taa – przytaknął Ron, trochę bledszy niż przed kilkoma
chwilami.
Ginny właśnie tego się obawiała – wszak wszyscy znali jego
słabe nerwy. Na treningach mógł być najlepszy i dawać z siebie wszystko, ale
już podczas meczu… bywało gorzej.
- Euan Abercrombie naprawdę nieźle się spisuje, nie
sądzicie? – spytała szybko, aby zająć czymś myśli brata.
- Jestem zaskoczony, że w zeszłym roku nie trafił do
drużyny, jest o niebo lepszy niż Ritchie – odpowiedział Ron od razu żywiej,
rad, że może skupić się na czymś bardziej konkretnym.
- Leżał w Skrzydle Szpitalnym, nie załapał się na eliminacje
– wyjaśnił Harry. – Ale to prawda, nie spodziewałem się po nim tak dobrej gry,
wyglądał z początku raczej niepozornie – mruknął po chwili, wyraźnie
zastanawiając się nad czymś innym. W końcu dodał ostrożnie: - Obawiam się
jedynie o Deana, myślę, że trzeba nad nim popracować. Spodziewałem się
większych zmian w składzie, ale doprawdy, nie było lepszego wyboru…
- Damy radę, nie przejmuj się – westchnęła Ginny, wywracając
oczami. Nie mogła pojąć, jakim cudem udaje im się znaleźć same negatywne
aspekty w każdej napomkniętej rzeczy.
18 listopada 1997
Szanowna
Co-Cię-Uszczęśliwia-Analizatorko,
Ucieszył mnie Harry. Harry
Potter, tak dla jasności, wie Pani. Tak się martwił tą całą sprawą z dziennikiem,
że poświęcał mi więcej uwagi niż zwykle.
Co prawda raczej trochę
dramatyzuje, ale to i tak było miłe. Ciągle mnie uważnie obserwuje i mam
niejasne wrażenie, że szuka pierwszych oznak jakiegoś załamania nerwowego. Ale
gdyby rzeczywiście do niego doszło – proszę pamiętać, to na pewno będzie wina
Ślizgonów, ot co.
…
Dobra, to się chyba nie uda. Mam
wrażenie, jakbym rozmawiała sama ze sobą. I chociaż – Merlin mi świadkiem –
jest to lepsza perspektywa niż ta, że pergamin miałby mi zacząć odpowiadać, to
jednak nie… Nie chcę.
Ginerwa.
17:50: Z tych, powiedzmy,
pozytywnych rzeczy… Odkryłem, że Pansy nie zatraciła swojej całej osobowości, a
to chyba jest w porządku. Merlin jeden wie, jak ona to robi, że wśród ludzi
jest tak doskonale nieznośna. Próbowałem jej wytłumaczyć o co mi chodzi, ale
tylko się wściekła i rzuciła we mnie podręcznikiem do Transmutacji. Może ją też
powinien ktoś wziąć pod lupę. Takie rozdwojenie charakteru chyba nie jest
niczym dobrym.
D.
***
Ginny i Colin, swoim zwyczajem, wybrali się na kolację
wcześniej niż inni, aby sprytnie ominąć gwar w Wielkiej Sali.
- Chwała skrzatom za to, że nam nie kazali nic pisać –
westchnął chłopak, nakładając sobie porządną porcję zapiekanki.
- Dlaczego mieszasz w to te biedne stworzonka? – Ginny
zmarszczyła brwi, zastanawiając się jakim cudem udało mu się zmieścić to
wszystko na talerz.
- Słuszna uwaga. Chcesz, żeby dotarło to do Hermiony? –
zaśmiał się Dean Thomas, szturchając Ginny łokciem.
Colin wymamrotał coś z pełną buzią, gwałtownie kręcąc głową,
co wywołało jeszcze większą wesołość.
- Myślę, że z chęcią uczyni cię swoją WSZĄ – dodała Ginny,
nie mogąc się powstrzymać. Przyjaciel posłał jej krzywy uśmiech.
Całą trójką zagłębili się w rozmowę na temat absurdalności
zapału Hermiony, który przejawiała w najdziwniejszych momentach. Wszyscy
darzyli ją naprawdę wielką sympatią – ale jak każdy - miała ona swoje wyjątkowe
dziwactwa warte komentarza.
Ginny po jakimś czasie poczuła się jednak trochę nieswojo,
wiedząc, że to właściwie pierwsza konwersacja, jaką odbyła z Deanem, odkąd
zerwali w trakcie wakacji. Od początku roku niemal jej unikał i nawet na
treningach nie zamienił z nią jednego słowa – a przecież grali na tej samej pozycji.
A teraz zachowywał się jak gdyby nigdy nic, z pełną swobodą włączając się do
rozmowy. Jedynie Seamus Finnigan siedział sztywno, uparcie milcząc i co jakiś
czas rzucając jej oskarżycielskie spojrzenia, jak gdyby celowo wciągnęła jego
przyjaciela w jakąkolwiek interakcję.
18 listopada 1997
Szanowna
Chcę-Wiedzieć-O-Zajęciach-Analizatorko,
Zajęcia są bardzo ekscytujące,
to pewne. No i są idealną inwestycją w przyszłość, a że jestem mądrą
dziewczyną, to wiem, że ma to znaczenie.
Ginewra.
20:00: Zajęcia? Nie chcę mi się nawet tego komentować…
D.
Draco westchnął zirytowany, nie mogąc uwierzyć, że dał się w
to wszystko wplątać. Miał wrażenie, że ogarnia go coraz większe rozdrażnienie,
a to zwiastowało co najmniej kilka nieprzyjemnych godzin.
Przez głupie zajęcia, głupie eliksiry, głupie obowiązki
prefekta i głupich Gryfonów praktycznie nie miał na nic czasu, a czuł, że
naprawdę potrzebuje wytchnienia.
20:05: Co mnie denerwuje? Proszę bardzo, mam kolejny punkt. Ta
cholerna ilość obowiązków. Cholerna, nieprzyzwoita ilość obowiązków.
Warknął właśnie na grupę trzecioroczniaków, którzy
zdecydowanie zachowywali się za głośno, gdy zauważył Blaise’a, który się
dosiadł na fotelu obok.
- Zły dzień? – zapytał Zabini leniwie, jak zwykle wyglądając
jak chodzące szczęście.
- Zły miesiąc – mruknął Malfoy, zaciskając ręce w pieści.
- Nie ukrywam, mi też się przyda odpoczynek. Może by tak
sobie wziąć sobie jutro wolne od wszystkiego?
- Wesleyówna dostanie szału, wiesz, że nie jest do końca
stabilna emocjonalnie.
Zabini zaśmiał się głośno:
- Chyba nie powinieneś się tym przejmować? Nie martw się, ja
ją udobrucham.
Malfoy zmarszczył brwi i zamyślił się nad czymś mocno.
20:13: Co prawda, to prawda. Weasleyówna nic mnie nie interesuję.
Ani ona, ani jej humory.
D.
***
Następnego dnia wychodząc ze śniadania, Ginny czuła się
dziwnie. Była więcej, niż pewna, że Zabini świdrował ją wzrokiem przez cały
posiłek, ale gdy po dwóch razach nawet się nie speszył, gdy go na tym przyłapała,
postanowiła już ani na chwilę nie zerkać w stronę stołu Ślizgonów.
- Dlaczego on się tak na ciebie gapi? – mruknął rozdrażniony
Ron, jeszcze chwilę wcześniej, ale to był dla niej właśnie znak, że lepiej od
razu się ewakuować z Wielkiej Sali.
08:30: Blaise to najmniej subtelny człowiek na świecie, słowo
daję. I jest to potwierdzona informacja.
Mógł jedynie jeszcze wywiesić transparent z krzykliwym napisem
„Weasley, mam do ciebie interes” – ale zapewne wyszłoby na to samo. O, chyba Ginny za bardzo się speszyła, bo szybkim
krokiem wychodzi z Sali. A Blaise właśnie też zerwał się od stołu. Brawo,
mistrzu taktu i swobody.
D.
- Ginny, Ginewro na drugie Molly, nawet nie udawaj, że mnie
nie widzisz!
- Co ty wyprawiasz? – warknęła dziewczyna, opierając ręce o
biodra i odwracając się w stronę dochodzącego głosu.
- Mam dla ciebie propozycję, której w ogóle nie możesz
odrzucić. – Chłopak wyszczerzył się mocno, ale jej nieugięta mina trochę zbiła
go z tropu. Westchnął teatralnie:
- Jak bardzo masz nas dosyć?
- Bardzo – mruknęła, w ogóle nie zastanawiając się nad
odpowiedzią.
- Wspaniale, doskonale. Wiesz Ginny, nigdy nie sprawiasz mi
zawodu – wykrzyknął szczęśliwy chłopak, a dziewczyna przybrała podejrzliwą
minę.
- O co ci chodzi, hm?
- O to, że najwyższy czas odpocząć. My z Draco dzisiaj nie
wpadniemy do laboratorium…
Przerwało mu głośne prychnięcie i Weasley odwróciła się, aby
odejść.
- Poczekaj, o Wrażliwa. – Chłopak szybko ją wyprzedził i
zagrodził drogę. – Daj mi dokończyć, na Merlina. Ty nie przyjdziesz jutro,
okej? My dostaniemy swój wolny wieczór, a ty dostaniesz swój. Ten układ będzie fair.
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się czy
nie jest to jakiś przekręt.
- Dorzucę trzy czekolady z Miodowego Królestwa po wyprawie
do Hogsmeade. Największe i najlepsze jakie znajdę.
- Czekolady powiadasz… - mruknęła Ginny, tonem sugerującym
negocjacje.
- I Pixie Puffs, wiem, że je uwielbiasz. I kilka gratisów,
jeśli szybko się zgodzisz.
- Wow, Blaise,
jesteś zdesperowany. I nawet nie zapytam skąd wiesz jakie płatki lubię. Niech
ci będzie, ale trzymam za słowo. Jak nie dostanę słodyczy, to zginiesz.
- Oczywiście Wrażliwa, dobrze się robi z tobą interesy.
Jutro masz wolne i w pełni rozkoszuj się odpoczynkiem od nas.
Chłopak zasalutował i pobiegł z powrotem do Wielkiej Sali.
19 listopada 1997
Szanowna
Wymień-Wszystkie-Swoje-Wady-Analizatorko,
Czy jestem z siebie zadowolona?
No cóż, właśnie się okazało, że jestem dosyć przekupna, a korupcja raczej nie
jest społecznie akceptowana.
Ginewra.
09:13: Weasley się zgodziła. I to jest cholernie istotna
kwestia.
Co prawda Blaise coś mamrotał o górze słodyczy, ale kompletnie
nie mam pojęcia o co mu chodziło.
Także wracając do pytania: jakie mam podejście do istotnych
kwestii? Właśnie takie – jeżeli same się załatwiają, to jest to jak najbardziej
poprawne.
D.
- Colin, proszę,
posiedź tam ze mną – jęknęła Ginny żałośnie.
- Nawet nie będę mógł ci pomóc, wiesz, że fatalnie mi idzie
z eliksirami.
- To prawda, ale jesteś tak świetnym towarzystwem, że przynajmniej
nie umrę tam z nudów sama ze sobą.
- O, komplementy zawsze mile widziane. Jasne, że pójdę.
- Jesteś najlepszy!
Wieczorem Ginny zdecydowanie pogratulowała samej sobie
dzisiejszej prośby skierowanej do Colina. Chłopak swym humorem, uroczą
niezdarnością i nieudolną próbą pomocy rozśmieszył ją do łez kilkanaście razy.
Tak bardzo pożałowała, że to z nim nie może prowadzić
projektu!
21:45: Czy lubię siebie? Proszę, to pytanie jest kompletnie
zbędne. Czego tu nie lubić?
Wszyscy mnie lubią, wystarczy spojrzeć.
***
Gdy przyszedł kolejny tydzień, a wraz z nim konieczność
odesłania… zapisków, Ginny czuła się co najmniej nieswojo. Wzięła ze sobą
Harry’ego, aby nie musieć samej brać udziału w tej dziwnej historii.
- Nawet nie można tego zawalić. To znaczy, w gruncie rzeczy,
nie ma tak, że napiszemy coś źle, prawda? Dlaczego się tak tym stresuję? –
zapytała go szybko, gdy tylko wyszli zza portretu Grubej Damy.
- Przyznam, że ja też się czuję dziwnie – zaśmiał się
chłopak w odpowiedzi. – Ale chyba nie, nie da się tego zawalić.
Dziewczyna pokiwała głową w zamyśleniu.
- Nie wiem, czy tę kobietę usatysfakcjonują moje wywody
składające się z maksymalnie dwóch zdań – mruknęła.
- Ciężko było? – zapytał Harry z troską. Ginny wzruszyła
ramionami:
- Dziwnie przede wszystkim. Chyba się do tego nie nadaję,
zważywszy na to, że – o zgrozo – czułam się sensowniej, gdy ktoś mi odpowiadał.
Chłopak rzucił jej szybkie spojrzenie.
- Nie zrozum mnie źle! – wyrzuciła się z siebie od razu, na
jednym wydechu. – Nie chcę, żeby ktoś
mi odpowiadał, okej? Naprawdę nie chcę. Może źle to sformułowałam, ale realnie…
Ginny wciągnęła głośno powietrze. Czy rzeczywiście potrafiła
sensownie wyjaśnić o co jej chodzi?
Od lat nie musiała się nikomu zwierzać i teraz czuła się cokolwiek
niekomfortowo. Ale nie mogła porzucić tematu, skoro już tak nieudolnie go
rozpoczęła.
Merlinie, powiedziała mu, że czuła się sensowniej, gdy ktoś
jej odpowiadał!
Czy mogło wyjść gorzej?
- Wiesz, kiedy jest wypad do Hogsmeade? – rzuciła prędko,
zupełnie na przekór temu, co miała zamiar zrobić.
Przez twarz Harry’ego przeleciało zmieszanie, ale szybko
przybrał neutralną minę.
- Hm, tak... no wiesz… za trzy tygodnie. Mniej-więcej.
- Och, no cóż, myślałam, że trochę szybciej – westchnęła
Ginny i wzruszyła ramionami. Harry nic nie odpowiedział, przypatrując się jej
uważnie.
Dziewczyna podziękowała w duchu losowi za to, że on też
zdecydowanie nie lubił poważnych, emocjonalnych rozmów i chyba postanowił nie
drążyć niekomfortowego tematu, bo pociągnął wątek:
- Ron zaprosił Hermionę, słyszałaś o tym?
Gryfonka aż przystanęła, a jej twarz wyrażała zdumienie.
- Merlinie, myślałam, że już nigdy się nie odważy – zaśmiała
się trochę nerwowo, ale Harry chyba tego nie zauważył, bo zawtórował jej z
widocznym entuzjazmem, co szybko rozładowało dziwną atmosferę sprzed chwili.
Przez resztę drogi wymyślali coraz to głupsze sposoby, których mógł użyć Ron,
biorąc pod uwagę jego nieudolną próbę zaproszenia Hermiony na bal sprzed trzech
lat.
Gdy już byli na miejscu, Harry serdecznie roześmiał się na
widok kilku kopert, które wyjęła Ginny z torby. Dziewczyna wywróciła oczami i
wrzuciła je do szuflady.
Jak przekonała się tydzień wcześniej, koperty nie wracały do
niej, jak robiły to dzienniki, więc Harry mógł zaraz potem wykonać tę samą
czynność.
Rozsiedli się wygodnie w fotelach, a dziewczyna zaczęła
podjadać ciasteczka.
- Jak ci się układa współpraca na eliksirach?
- To droga przez mękę – jęknęła Ginny, a Harry posłał jej
współczujące spojrzenie. Dziewczyna dorzuciła go do listy osób, które chcą
posłuchać o tym cierpieniu i przez
dłuższą chwilę narzekała na Ślizgonów.
Przerwał jej niski syk, który wydała z siebie szuflada.
Harry sięgnął do niej, wyjmując dziennik i bardzo dokładnie zadbał o to, żeby
porządnie zamknąć torbę.
Ginny przeszło przez myśl, że chętnie przeczytałaby, co też
Harry tam notuję, ale zaraz szybko odgoniła te rozważania. Pewnie wolała nie
wiedzieć.
Po tym wszystkim co przeżył, zapewne były to raczej mroczne
zapiski.
W drodze powrotnej jej myśli biły się same ze sobą.
Półsłowami odpowiadała na uwagi Harry’ego, aż w końcu westchnęła:
- Harry, co do tego całego dziennika… czy tam: co do tych
listów.
Chłopak jedynie pokręcił głową i w dodających otuchy geście
położył jej rękę na ramieniu:
- Rozumiem, w porządku? To fakt, kiepsko wyszło, ale wiem o
co ci chodzi. Nie musisz mi się tłumaczyć.
Ginny miała ochotę go przytulić, ale ograniczyła się do
uśmiechu pełnego wdzięczności.
***
24 listopada 1997
Nie, to nadal nie przejdzie… Przykro mi.
Ginewra.
Pani Analizatorko,
Przepraszam bardzo, ale co to za podpis? Zdradzając swoje imię,
chyba nie nagięłaby Pani zasad? Wolno mi chyba zauważyć, że to już trochę popada
pod paranoje?
Nie rozumiem czemu uważa Pani, że „cholernie” jest niepoprawnym
słowem. I wcale go nie nadużywam.
Miałem wyrażać siebie, zgadza się? A to cholernie mnie wyraża.
Ogólnie, jeśli mam być szczery, nie zgadzam się z Pani wieloma
opiniami.
Nie uważam, żebym miał być nazbyt pewny siebie.
I to głupie zadanie… Zrobić dla kogoś coś miłego? Litości, niby
po co?
Cieszę się, że uważa Pani, że moje poczucie humoru jest
górnolotne, ale chyba Panią zawiodę – wszystko co pisałem było szczerą prawdą.
Ani odrobiny nie było w tym żartu.
Więc tak, uważam, że można mi jak najbardziej współczuć –
ludzie, z którymi się zadaję są nienormalni.
Napisałem to wszystko już dzisiaj, w dniu odebrania odpowiedzi,
ale pozwolę sobie dorzucić ten liścik do dziennika przy następnej niewątpliwie
cudownej chwili, jaką jest wysyłanie Pani tego wariactwa.
Z poważaniem,
Draco Lucjusz Malfoy.
25 listopada 1997
Okej, w porządku, jednak
znalazłam temat, na który mogę się wypowiedzieć.
Może Pani wie w co pogrywa
Harry? Ciągle się blisko mnie kręci – i broń Merlinie, wcale mi to nie
przeszkadza, ale zachowuje się cokolwiek dziwnie.
A przez to wszystko trochę się
martwię. Wie Pani (a zapewne tak, bo wiedzą o tym, jak się okazało WSZYSCY),
kiedyś byłam w Harrym na zabój zakochana. No, tak mi się wydawało przynajmniej.
I poświęciłam dużo czasu i mnóstwo energii, żeby się tego
uczucia… pozbyć.
Ale teraz, gdy on gdzieś tu
ciągle jest i ma ten swój uroczy uśmiech. No, ciężko wyrzucić go z głowy,
proszę mi wierzyć.
Nieważne, czas mi iść do
laboratorium.
Ginewra.
Ginny zadowolona patrzyła, jak przed chwilą zapisany
pergamin czernieje, zajęty płomieniami. Miała wrażenie, że jeszcze kilka takich
sytuacji i będą ze sobą z kominkiem po imieniu. Dużo jej pomógł w ostatnim
czasie.
Oblizała suche wargi, utwierdzając się w założeniu, że niewysyłanie
stworzonych o Harrym bredni jest dobrą decyzją.
Upewniając się, że po liście nie został nawet ślad, ruszyła
w stronę lochów.
- Co robisz? – zapytała gniewnie zaledwie kilkanaście minut
później, widząc, że Malfoy wykonuje jej
część pracy.
- To, czego ty nie zrobiłaś, mimo że powinnaś – odpowiedział
szorstko.
- Ja nie… - jej oczy szybko przebiegły po liście zadań. – O.
- O. Dobrze
powiedziane – warknął Malfoy.
Ginny przeszło przez myśl, że niewiele brakowało, aby
zniszczyła eliksir. W duchu pierwszy raz ucieszyła się z obecności Malfoya – na
krótką chwilę jej cichego bohatera – który w porę zorientował się, że udało jej
się zapomnieć o jednej, dość istotnej rzeczy.
Ślizgon miał złość wręcz wypisaną to twarzy i wpatrywał się
w Ginny nieprzyjemnie.
- Czy odrobina skupienia naprawdę przewyższa twoje
możliwości? – zapytał, przez zaciśnięte zęby.
- Niekoniecznie… - stwierdziła ta ostrożnie, ale to chyba
nie sprawiło, że chłopak poczuł się lepiej.
- Weasley… - westchnął, jakby po prostu nie miał już siły.
- Przepraszam, okej? Wiem, że to było okropnie ważny punkt,
ale przepraszam – wyrzuciła z siebie Weasleyówna na jednym wydechu.
Przepraszanie kogoś takiego jak Malfoy naprawdę wiele ją kosztowało.
Chłopak zamknął na chwilę oczy i zacisnął pięści.
- Niech ci będzie – westchnął nagle.
O rety. Że co?
Ginny rozszerzyła oczy zszokowana.
18:34: Głupia dziewczyna. Ci wszyscy Gryfoni tacy są…
Coś zepsułem? Trudno,
przecież nie muszę ponosić konsekwencji. Zawsze się zjawi Dumbledore albo inna osoba,
która naprawi mój błąd.
Wcale nie jestem zaskoczony, że się przyzwyczaili.
Mogłem dzisiaj zabić Weasley i słowo daję, każdy sąd by mnie
uniewinnił.
I jeszcze wymamrotała te swoje oburzone przeprosiny, chociaż
powinna po prostu walnąć w siebie jakimś mocnym zaklęciem.
Przynajmniej było jej głupio, dzięki czemu nasza praca
przebiegała dosyć sprawnie. Starała się mnie nie denerwować i nie reagować na
moje zaczepki.
…
Właściwie to gdzie jest Blaise?
- Gdzie jest Blaise? – zapytała Weasley chwilę później. – I
co ty tak notujesz, hm?
- Nie twoja sprawa – mruknął Draco, ale chyba dziewczyny to
wcale nie zniechęciło. – I nie wiem, gdzie jest, też mnie to zastanawia.
- Merlinie, że też się nie bał zostawić na samych ze sobą –
mruknęła w nieudolnej próbie zażartowania.
- Nigdy nie był najbystrzejszy – wzruszyłem ramionami.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się z hukiem.
Draco oraz Ginny zamilkli.
- Wchodzisz do pomieszczenia i rozmowy cichną? Pewny znak,
że jesteś obiektem plotek. Co nieładnego o mnie mówiliście?
Gryfonka przewróciła oczami, nie zamierzając się z niczego
tłumaczyć. Już chciała wyrzucić z siebie jakąś zgrabną ripostę, ale Zabini nie
dał jej dojść do głosu.
- Mam informację, która… hm, może jest dobra, a może zła,
wiecie? – mruknął Blaise, rozpakowując swoje rzeczy z torby. – I niektórzy z
nas mogą na jej wieść wpaść w panikę, ale sądzę, że niepotrzebnie.
Ślizgon rzucił spojrzenie Ginny.
- Do rzeczy, Blaise – rzekł Malfoy, unosząc brwi.
- Po kolacji wpadłem na Snape’a i on, hm, zamierza nas
odwiedzić pod koniec tygodnia, aby sprawdzić, jak nam idzie.
- O nie – jęknęła Weasley, opadając na fotel. – No to po
nas.
- Nie dramatyzuj – stwierdził Draco sucho. – Pracujemy już
nad tym, ile? Półtora miesiąca. Uważam, że nie idzie nam tak tragicznie.
- Nie rozumiesz – burknęła Ginny. – Ja tu będę, to wystarczy.
Snape tylko na mnie spojrzy i po prostu znajdzie coś, co będzie nie tak, choćby
miało go to życie kosztować.
Blaise wybuchnął śmiechem, kręcąc głową.
- Chyba przesadzasz. A poza tym Snape poruszył jeszcze
jedną, dość istotną kwestię… Mamy
prawie koniec listopada, prawda?
Ginny pokiwała głową, marszcząc brwi a Malfoy nawet nie
fatygował się, aby potwierdzać taką oczywistość.
- Cóż – kontynuował chłopak. – Jeżeli, no wiecie, nie
skończymy, za trochę mniej niż miesiąc… A pozwolę sobie wtrącić, że się na to
nie zapowiada…
- …ktoś będzie musiał zostać na święta – jęknęła Ginny z
wyjątkowo nieszczęśliwym wyrazem na twarzy.
Ginny oczami wyobraźni zobaczyła swoją mamę, która cicho
szlocha przy ulubionych – a przy okazji ciężkich do zniesienia - dźwiękach
piosenki Celestyny Warbeck, przeżywając brak jedynej córki przy świątecznym
stole.
Zapewne dramatyzowała, ale ogólny sens został oddany. Reszta
rodziny przełknęłaby jej nieobecność – wszak Ron w pierwszej klasie, także
został w zamku na święta. Ale ile Ginny musiałaby się natłumaczyć z braku
swojego uczestnictwa na rodzinnym zjeździe to tylko ona sama wie.
- Nie ja – powiedzieli jednocześnie, po czym parsknęli
śmiechem.
- No i mamy problem – zawyrokował Blaise, unosząc w brwi.
***
Blaise Zabini udał się w kierunku Wieży Zegarowej. Minął po
drodze grupkę rozchichotanych trzecioklasistek, ale nie zwrócił na to większej
uwagi. Z przyzwyczajenia wyciągnął z szaty mały kieszonkowy zegarek i
naprzemiennie otwierał go i zamykał, aby zająć jakoś ręce.
Rok w rok powtarzał ten sam żmudny rytuał i musiał przyznać,
że sam siebie podziwiał za niezwykłą cierpliwość. Gdyby nie desperacka wręcz
prośba jego matki, w ogóle by się tutaj nie fatygował. Ale Arminie się nie
odmawiało, po prostu.
Wspinając się po drewnianych schodach, przywołał w myślach
ich ostatnią rozmowę – tę odbytą tuż przed wyjazdem do Hogwartu. Matka w kółko
powtarzała, że tym razem musi się udać, że to ostatnia szansa i że on – jej
jedyny syn - musi się postarać możliwie jak najmocniej. Takie dramatyzowanie nie było w jej stylu. I,
Merlinie, to posępne gadanie o nim jako unikalnym potomku.
Kto mówi podobne brednie? W życiu nie widział jej tak
szalonej.
Blaise otworzył powoli drzwi, krzywiąc się, gdy te
niemiłosiernie skrzypnęły. Bez pośpiechu zbadał całe pomieszczenie wzrokiem,
ale gdy doszedł do wniosku, że zdecydowanie nic się w tym miejscu nie zmieniło,
usiadł na kamiennej podłodze, tak że tarcza zegara przysłaniała mu widok na
zewnątrz.
Wskazówki powoli zbliżały się do góry, aby wybić godzinę
dziewiętnastą i chłopak z satysfakcją zauważył, że oba zegary – ten tutaj oraz
jego kieszonkowy - wciąż są idealnie
zsynchronizowane.
Zaśmiał się pod nosem z niedowierzeniem, po chwili jednak
zamilkł w przerażeniu, obserwując wizualizującą się przed nim scenę.
***
Harry przyglądał się mapie Huncwotów, bezwiednie wyszukując
na niej kropki Rona, Hermiony oraz Ginny. Od jakiegoś czasu nie panował nad tym
odruchem. Odkąd nie czuł się w Hogwarcie bezpiecznie, wolał kontrolować to, co
dzieje się z jego najbliższymi.
Skrzywił się na wspomnienie tych wszystkich, którzy z uporem
powtarzają, że tylko mu się wydaje i teraz nic im nie grozi
Merlinie, Voldemort praktycznie nie kryje się z
morderstwami, ale wszyscy i tak traktują ich zbyt protekcjonalnie, aby
przyznać, że rzeczywiście czasy się zmieniły…
Tęsknił za latami, gdy uważał ten zamek za twierdzę nie do
zdobycia. Gdy w pełni ufał, że Albus Dumbledore może obronić ich wszystkich. Że
jest nie do pokonania, że zna odpowiedź na wszystko i wie co robi…
Ciężki temat.
W tym roku dyrektor nie kontynuował ich wspólnych lekcji i
Harry naprawdę zaczynał być tym sfrustrowany. Wraz z Hermioną próbowali
samodzielnie poszukiwać informacji na temat Horkruksów, ale poniekąd poczuli
się… odcięci od sprawy.
Wszyscy wiedzieli, że wojna się zbliża, tyle że dotychczas
oni mieli brać w niej czynny udział,
a nie przypatrywać się z boku. Póki co nie zapowiadało się na to, aby miało się
to stać. Aby mieli być zaangażowani
jakkolwiek.
- Nie pomyślałeś, że po to zostaliśmy wciągnięci w
uczestnictwo w te dodatkowe zajęcia? Aby móc walczyć? Aby wiedzieć jak walczyć? – pytała do znudzenia
Hermiona, ale ten argument w ogóle go nie przekonywał. Gdyby tak było, gdyby
miała rację, nie uczęszczaliby tam także Ślizgoni. Oni nie kryli się z
deklaracją… strony w tym konflikcie. Ich życie i tak zostało już dawno
ukierunkowane. Nie byli tam potrzebni.
Harry był niezadowolony, że jego przyjaciele tak łatwo godzą
się na to, co według rodziców, nauczycieli i członków Zakonu Feniksa jest dla
nich najlepsze. Że poddają się temu, nie próbując wyciągnąć czegoś więcej.
Potter pokręcił głową i znów przejechał wzrokiem po
korytarzach szkoły, aby oderwać się chociaż na chwilę od ponurych myśli.
Prześlizgnął wzrok po nazwisku „Zabini”, ale zaraz do niego powrócił.
Siedzi w Wieży
Zegarowej?
Harry zmarszczył brwi, a przez głowę przeleciało mu
kilkanaście teorii, coraz to bardziej podejrzliwych.
Szybko zostały jednak one rozproszone przez Deana, który
nagle pojawił się obok Ginny, jedynie kilka centymetrów niżej, w korytarzu na
czwartym piętrze. Poczuł przypływ irytacji i zaczął zastanawiać się, czy nie
staje się tak przewrażliwiony jak Ron, skoro naprawdę mu to przeszkadza.
Prosiłaś o informowanie - nie wiem, gdzie dokładnie wrzucać Ci te info - nie sprecyzowałaś więc mam nadzieję, że się nie obrazisz, że piszę tu :) zapraszam do lektury!
OdpowiedzUsuńhttp://finallymischief.blogspot.com/2017/04/019.html
Ooo a jednak mój komentarz nie doszedł mimo że wysyłałam go dwa razy.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwyklę doskonały. Pani Analizatorka z niewyjaśnionych mi powodów grała mi na nerwach.