Obserwatorzy

Cytat

Nie mówię w tym samym języku, co ty.
Są pewne słowa, na które, wiem, nigdy się nie zdobędę.
I kiedy widzę, jak odpowiadasz mi uśmiechem,
W jakiś sposób,
Wiem dokładnie co masz na myśli.

Draco Malfoy/Ginny Weasley

piątek, 7 kwietnia 2017

Rozdział VIII

Są także dwa słowa-klucze
I każdy dobrze to wie
Jak trudno przed nimi uciec
Wybieraj: tak albo nie
Leszek Wójtowicz


Szanowna poprawna oraz niepotrzebnie zaniepokojona Pani Ginewro,
Serdecznie dziękuję za przesłany list.

W związku z koniecznością zapoznania się z Pani portretem, a w tym z Pani przeszłością, pragnę poinformować, że jak najbardziej rozumiem Pani rozterki.
Dlatego też uważam, że zaproponowała Pani bardzo rozsądną alternatywę – proszę po prostu pisać do mnie listy. Ta forma zupełnie mi opowiada.
Zwłaszcza biorąc po uwagę wypadek z dziennikiem. Przykro mi, że spłonął.

Podpowiem na czym warto się w najbliższych tygodniach skupić. Może Pani po prostu w dowolny sposób odpowiedzieć sobie (a przy okazji, także mi) na poniższe pytania:

·        Co mnie ostatnio zdenerwowało? I jak sądzę – dlaczego?
·        Co mnie ostatnio ucieszyło? I jak sądzę – dlaczego?
·        Jakie mam podejście do zajęć, na które uczęszczam?
·        Jakie mam podejście do innych, istotnych dla mnie kwestii?
·        Czy – biorąc pod uwagę całokształt powyższych spraw – jestem z siebie zadowolona?

Niestety nie mogę zdradzić kim jestem, ale pozdrawiam,
Pani prywatna Analizatorka.

Ginny odniosła wrażenie, że nie ona jedyna jest tutaj szalona i nie mogła dociec, jak ta kobieta może mieć prawo do psychologicznego analizowania jej osobowości, skoro ewidentnie z nią samą jest coś nie tak?
Już prawie wszystko się układało – Blaise wrócił do żywych, eliksir się tworzył, było całkiem elegancko – a ta Analizatorka wyskakuje z czymś takim?
Oczekiwanie od niej, że będzie uczęszczała na wszystkie lekcje, odrabiała zadania domowe, uczestniczyła w zajęciach dodatkowych oraz treningach Quidditcha, a do tego jeszcze prowadziła zapiski swoich uczuć, aż nie mieściło jej się w głowie!
Już nie chodziło nawet o to, że praktycznie nie miała, kiedy spać. Ale to zadanie? Nie, po prostu… nie.

- Jak tam Ginny twój dziennik? – zapytał tego samego dnia Malfoy, gdy tylko dziewczyna znalazła się w laboratorium.
Jej imię z jego ust. Nienawidziła, gdy to robił. Brzmiało to zawsze tak obraźliwie.
Blaise zmarszczył brwi z dezaprobatą, już otwierając buzię, aby uciszyć przyjaciela, ale Gryfkonka go ubiegła, odpowiadając spokojnie:
- Wybitnie, dziękuję. Mam nadzieję, że twój wyszedł równie doskonale. Choć pewnie wnioski będą przykre i czym prędzej wyniosą cię stąd w białym kaftanie.
- I po co ta złośliwość? – mruknął Draco, wzruszając ramionami, a Ginny prychnęła oburzona.
- Zabieramy się do pracy, wiecie? – rzekł z całą mocą Zabini, nie mając zamiaru słuchać tych słownych przepychanek. Skrzyżował ręce na piersi, czując się jak jedyna dorosła osoba w tym pomieszczeniu i czekał na jakiś sprzeciw. Na szczęście żadne z nich go nie wyraziło.
Odkąd wyszedł ze szpitala i pracowali ze sobą w trójkę, można powiedzieć, że spędzone tu godziny były… poprawne. Ale ileż oni poświęcali czasu i energii na te wszystkie przytyki. Blaise sądził, że mogli zupełnie inaczej wykorzystać ten czas, a pewnie ich postępy byłyby znacznie większe.

17 listopada 1997
Szanowna Wymuszająca-Opis-Emocji-Analizatorko,
Ginewra.

14:52: Będą to luźne notatki, broń Merlinie dziennik. I robię to tylko z przymusu, tu musi być jasność.
Uważam, że pytania te są bez sensu, aczkolwiek postaram się na nie odpowiedzieć. Z jakiegoś durnego powodu, ojciec chcę, abym brał udział w tej całej farsie.
Co mnie ostatnio zdenerwowało? Raczej kto, rzekłbym. Weasley potrafi być taka irytująca, słowo daję.
Dlaczego? A kto ją tam wie? Jest narwana i dziwna, to może być powód. No i te włosy. Co z nimi jest nie tak?
D.

***

Gdy Ginny kierowała się na trening następnego dnia, zrównał się z nią Harry, hamując gwałtownie i niemalże wytrącając jej miotłę z rąk.
- Spokojnie, kapitanie – zaśmiała się. – Nie zaczniemy bez ciebie.
Chłopak także się zaśmiał, ale kryła się za tym odrobina troski. Przez chwilę przypatrywał się uważnie dziewczynie, ale w końcu chyba poczuł się usatysfakcjonowany tym, co zobaczył, bo nieznacznie rozluźnił ramiona.
- Jak tam twoje zadanie? – zapytał ostrożnie. – No wiesz, to z Zaklęć.
- Harry – jęknęła dziewczyna. – Nazywajmy rzeczy po imieniu. Moje zadanie ma się dobrze, ale nie zamierzam prowadzić dziennika, wiesz?
- Nie? – chłopak zmarszczył brwi. – Ale coś wrzucałaś do szuflady, prawda? Widziałem to.
- Napisałam list. – Ginny zachichotała. – Wyjaśniający, że nie, dziękuję, postoję.
- I myślisz, że to przejdzie? – zapytał Harry z powątpieniem.
- Chyba, choć to czyste wariactwo już przeszło. Ta cała tajemnicza osoba twierdzi, że nic nie stoi na przeszkodzie i spokojnie mogę jej pisać listy. Szaleństwo, prawda?
Harry przytaknął, ale większego entuzjazmu. Przez chwilę szli w milczeniu, oboje najwyraźniej zatraceni w swoich własnych myślach, dopóki Ron nie wepchnął się pomiędzy nich zdyszany:
- Myślałem już, że nie zdążę. Taktyka i logiczne myślenie, głupie zajęcia – mruknął rozdrażniony i jeszcze przez chwilę mówił sam do siebie pod nosem. W końcu westchnął ciężko.
- Skupmy się teraz na grze, proszę – oznajmił Harry, próbując naprowadzić przyjaciela na poprawny tor myślowy. – Musimy rozpocząć ten sezon wygraną – dodał ponuro, patrząc na siedzących nieopodal na błoniach Ślizgonów.
Blaise podniósł swoje spojrzenie, ale cała reszta ostentacyjnie ich zignorowała.
- Taa – przytaknął Ron, trochę bledszy niż przed kilkoma chwilami.
Ginny właśnie tego się obawiała – wszak wszyscy znali jego słabe nerwy. Na treningach mógł być najlepszy i dawać z siebie wszystko, ale już podczas meczu… bywało gorzej.
- Euan Abercrombie naprawdę nieźle się spisuje, nie sądzicie? – spytała szybko, aby zająć czymś myśli brata.
- Jestem zaskoczony, że w zeszłym roku nie trafił do drużyny, jest o niebo lepszy niż Ritchie – odpowiedział Ron od razu żywiej, rad, że może skupić się na czymś bardziej konkretnym.
- Leżał w Skrzydle Szpitalnym, nie załapał się na eliminacje – wyjaśnił Harry. – Ale to prawda, nie spodziewałem się po nim tak dobrej gry, wyglądał z początku raczej niepozornie – mruknął po chwili, wyraźnie zastanawiając się nad czymś innym. W końcu dodał ostrożnie: - Obawiam się jedynie o Deana, myślę, że trzeba nad nim popracować. Spodziewałem się większych zmian w składzie, ale doprawdy, nie było lepszego wyboru…
- Damy radę, nie przejmuj się – westchnęła Ginny, wywracając oczami. Nie mogła pojąć, jakim cudem udaje im się znaleźć same negatywne aspekty w każdej napomkniętej rzeczy.

18 listopada 1997
Szanowna Co-Cię-Uszczęśliwia-Analizatorko,
Ucieszył mnie Harry. Harry Potter, tak dla jasności, wie Pani. Tak się martwił tą całą sprawą z dziennikiem, że poświęcał mi więcej uwagi niż zwykle.
Co prawda raczej trochę dramatyzuje, ale to i tak było miłe. Ciągle mnie uważnie obserwuje i mam niejasne wrażenie, że szuka pierwszych oznak jakiegoś załamania nerwowego. Ale gdyby rzeczywiście do niego doszło – proszę pamiętać, to na pewno będzie wina Ślizgonów, ot co.
Dobra, to się chyba nie uda. Mam wrażenie, jakbym rozmawiała sama ze sobą. I chociaż – Merlin mi świadkiem – jest to lepsza perspektywa niż ta, że pergamin miałby mi zacząć odpowiadać, to jednak nie… Nie chcę.
Ginerwa.

17:50: Z tych, powiedzmy, pozytywnych rzeczy… Odkryłem, że Pansy nie zatraciła swojej całej osobowości, a to chyba jest w porządku. Merlin jeden wie, jak ona to robi, że wśród ludzi jest tak doskonale nieznośna. Próbowałem jej wytłumaczyć o co mi chodzi, ale tylko się wściekła i rzuciła we mnie podręcznikiem do Transmutacji. Może ją też powinien ktoś wziąć pod lupę. Takie rozdwojenie charakteru chyba nie jest niczym dobrym.
D.

***

Ginny i Colin, swoim zwyczajem, wybrali się na kolację wcześniej niż inni, aby sprytnie ominąć gwar w Wielkiej Sali.
- Chwała skrzatom za to, że nam nie kazali nic pisać – westchnął chłopak, nakładając sobie porządną porcję zapiekanki.
- Dlaczego mieszasz w to te biedne stworzonka? – Ginny zmarszczyła brwi, zastanawiając się jakim cudem udało mu się zmieścić to wszystko na talerz.
- Słuszna uwaga. Chcesz, żeby dotarło to do Hermiony? – zaśmiał się Dean Thomas, szturchając Ginny łokciem.
Colin wymamrotał coś z pełną buzią, gwałtownie kręcąc głową, co wywołało jeszcze większą wesołość.
- Myślę, że z chęcią uczyni cię swoją WSZĄ – dodała Ginny, nie mogąc się powstrzymać. Przyjaciel posłał jej krzywy uśmiech.
Całą trójką zagłębili się w rozmowę na temat absurdalności zapału Hermiony, który przejawiała w najdziwniejszych momentach. Wszyscy darzyli ją naprawdę wielką sympatią – ale jak każdy - miała ona swoje wyjątkowe dziwactwa warte komentarza.
Ginny po jakimś czasie poczuła się jednak trochę nieswojo, wiedząc, że to właściwie pierwsza konwersacja, jaką odbyła z Deanem, odkąd zerwali w trakcie wakacji. Od początku roku niemal jej unikał i nawet na treningach nie zamienił z nią jednego słowa – a przecież grali na tej samej pozycji. A teraz zachowywał się jak gdyby nigdy nic, z pełną swobodą włączając się do rozmowy. Jedynie Seamus Finnigan siedział sztywno, uparcie milcząc i co jakiś czas rzucając jej oskarżycielskie spojrzenia, jak gdyby celowo wciągnęła jego przyjaciela w jakąkolwiek interakcję.

18 listopada 1997
Szanowna Chcę-Wiedzieć-O-Zajęciach-Analizatorko,
Zajęcia są bardzo ekscytujące, to pewne. No i są idealną inwestycją w przyszłość, a że jestem mądrą dziewczyną, to wiem, że ma to znaczenie.
Ginewra.

20:00: Zajęcia? Nie chcę mi się nawet tego komentować…
D.

Draco westchnął zirytowany, nie mogąc uwierzyć, że dał się w to wszystko wplątać. Miał wrażenie, że ogarnia go coraz większe rozdrażnienie, a to zwiastowało co najmniej kilka nieprzyjemnych godzin.
Przez głupie zajęcia, głupie eliksiry, głupie obowiązki prefekta i głupich Gryfonów praktycznie nie miał na nic czasu, a czuł, że naprawdę potrzebuje wytchnienia.

20:05: Co mnie denerwuje? Proszę bardzo, mam kolejny punkt. Ta cholerna ilość obowiązków. Cholerna, nieprzyzwoita ilość obowiązków.

Warknął właśnie na grupę trzecioroczniaków, którzy zdecydowanie zachowywali się za głośno, gdy zauważył Blaise’a, który się dosiadł na fotelu obok.
- Zły dzień? – zapytał Zabini leniwie, jak zwykle wyglądając jak chodzące szczęście.
- Zły miesiąc – mruknął Malfoy, zaciskając ręce w pieści.
- Nie ukrywam, mi też się przyda odpoczynek. Może by tak sobie wziąć sobie jutro wolne od wszystkiego?
- Wesleyówna dostanie szału, wiesz, że nie jest do końca stabilna emocjonalnie.
Zabini zaśmiał się głośno:
- Chyba nie powinieneś się tym przejmować? Nie martw się, ja ją udobrucham.
Malfoy zmarszczył brwi i zamyślił się nad czymś mocno.

20:13: Co prawda, to prawda. Weasleyówna nic mnie nie interesuję. Ani ona, ani jej humory.
D.

***

Następnego dnia wychodząc ze śniadania, Ginny czuła się dziwnie. Była więcej, niż pewna, że Zabini świdrował ją wzrokiem przez cały posiłek, ale gdy po dwóch razach nawet się nie speszył, gdy go na tym przyłapała, postanowiła już ani na chwilę nie zerkać w stronę stołu Ślizgonów.
- Dlaczego on się tak na ciebie gapi? – mruknął rozdrażniony Ron, jeszcze chwilę wcześniej, ale to był dla niej właśnie znak, że lepiej od razu się ewakuować z Wielkiej Sali.

08:30: Blaise to najmniej subtelny człowiek na świecie, słowo daję. I jest to potwierdzona informacja.
Mógł jedynie jeszcze wywiesić transparent z krzykliwym napisem „Weasley, mam do ciebie interes” – ale zapewne wyszłoby na to samo. O, chyba Ginny za bardzo się speszyła, bo szybkim krokiem wychodzi z Sali. A Blaise właśnie też zerwał się od stołu. Brawo, mistrzu taktu i swobody.
D.

- Ginny, Ginewro na drugie Molly, nawet nie udawaj, że mnie nie widzisz!
- Co ty wyprawiasz? – warknęła dziewczyna, opierając ręce o biodra i odwracając się w stronę dochodzącego głosu.
- Mam dla ciebie propozycję, której w ogóle nie możesz odrzucić. – Chłopak wyszczerzył się mocno, ale jej nieugięta mina trochę zbiła go z tropu. Westchnął teatralnie:
- Jak bardzo masz nas dosyć?
- Bardzo – mruknęła, w ogóle nie zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Wspaniale, doskonale. Wiesz Ginny, nigdy nie sprawiasz mi zawodu – wykrzyknął szczęśliwy chłopak, a dziewczyna przybrała podejrzliwą minę.
- O co ci chodzi, hm?
- O to, że najwyższy czas odpocząć. My z Draco dzisiaj nie wpadniemy do laboratorium…
Przerwało mu głośne prychnięcie i Weasley odwróciła się, aby odejść.
- Poczekaj, o Wrażliwa. – Chłopak szybko ją wyprzedził i zagrodził drogę. – Daj mi dokończyć, na Merlina. Ty nie przyjdziesz jutro, okej? My dostaniemy swój wolny wieczór, a ty dostaniesz swój. Ten układ będzie fair.
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się czy nie jest to jakiś przekręt.
- Dorzucę trzy czekolady z Miodowego Królestwa po wyprawie do Hogsmeade. Największe i najlepsze jakie znajdę.
- Czekolady powiadasz… - mruknęła Ginny, tonem sugerującym negocjacje.
- I Pixie Puffs, wiem, że je uwielbiasz. I kilka gratisów, jeśli szybko się zgodzisz.
- Wow, Blaise, jesteś zdesperowany. I nawet nie zapytam skąd wiesz jakie płatki lubię. Niech ci będzie, ale trzymam za słowo. Jak nie dostanę słodyczy, to zginiesz.
- Oczywiście Wrażliwa, dobrze się robi z tobą interesy. Jutro masz wolne i w pełni rozkoszuj się odpoczynkiem od nas.
Chłopak zasalutował i pobiegł z powrotem do Wielkiej Sali.

19 listopada 1997
Szanowna Wymień-Wszystkie-Swoje-Wady-Analizatorko,
Czy jestem z siebie zadowolona? No cóż, właśnie się okazało, że jestem dosyć przekupna, a korupcja raczej nie jest społecznie akceptowana.
Ginewra.

09:13: Weasley się zgodziła. I to jest cholernie istotna kwestia.
Co prawda Blaise coś mamrotał o górze słodyczy, ale kompletnie nie mam pojęcia o co mu chodziło.
Także wracając do pytania: jakie mam podejście do istotnych kwestii? Właśnie takie – jeżeli same się załatwiają, to jest to jak najbardziej poprawne.
D.

- Colin, proszę, posiedź tam ze mną – jęknęła Ginny żałośnie.
- Nawet nie będę mógł ci pomóc, wiesz, że fatalnie mi idzie z eliksirami.
- To prawda, ale jesteś tak świetnym towarzystwem, że przynajmniej nie umrę tam z nudów sama ze sobą.
- O, komplementy zawsze mile widziane. Jasne, że pójdę.
- Jesteś najlepszy!

Wieczorem Ginny zdecydowanie pogratulowała samej sobie dzisiejszej prośby skierowanej do Colina. Chłopak swym humorem, uroczą niezdarnością i nieudolną próbą pomocy rozśmieszył ją do łez kilkanaście razy.
Tak bardzo pożałowała, że to z nim nie może prowadzić projektu!

21:45: Czy lubię siebie? Proszę, to pytanie jest kompletnie zbędne. Czego tu nie lubić?
Wszyscy mnie lubią, wystarczy spojrzeć.

***

Gdy przyszedł kolejny tydzień, a wraz z nim konieczność odesłania… zapisków, Ginny czuła się co najmniej nieswojo. Wzięła ze sobą Harry’ego, aby nie musieć samej brać udziału w tej dziwnej historii.
- Nawet nie można tego zawalić. To znaczy, w gruncie rzeczy, nie ma tak, że napiszemy coś źle, prawda? Dlaczego się tak tym stresuję? – zapytała go szybko, gdy tylko wyszli zza portretu Grubej Damy.
- Przyznam, że ja też się czuję dziwnie – zaśmiał się chłopak w odpowiedzi. – Ale chyba nie, nie da się tego zawalić.
Dziewczyna pokiwała głową w zamyśleniu.
- Nie wiem, czy tę kobietę usatysfakcjonują moje wywody składające się z maksymalnie dwóch zdań – mruknęła.
- Ciężko było? – zapytał Harry z troską. Ginny wzruszyła ramionami:
- Dziwnie przede wszystkim. Chyba się do tego nie nadaję, zważywszy na to, że – o zgrozo – czułam się sensowniej, gdy ktoś mi odpowiadał.
Chłopak rzucił jej szybkie spojrzenie.
- Nie zrozum mnie źle! – wyrzuciła się z siebie od razu, na jednym wydechu. – Nie chcę, żeby ktoś mi odpowiadał, okej? Naprawdę nie chcę. Może źle to sformułowałam, ale realnie…
Ginny wciągnęła głośno powietrze. Czy rzeczywiście potrafiła sensownie wyjaśnić o co jej chodzi? Od lat nie musiała się nikomu zwierzać i teraz czuła się cokolwiek niekomfortowo. Ale nie mogła porzucić tematu, skoro już tak nieudolnie go rozpoczęła.
Merlinie, powiedziała mu, że czuła się sensowniej, gdy ktoś jej odpowiadał!
Czy mogło wyjść gorzej?
- Wiesz, kiedy jest wypad do Hogsmeade? – rzuciła prędko, zupełnie na przekór temu, co miała zamiar zrobić.
Przez twarz Harry’ego przeleciało zmieszanie, ale szybko przybrał neutralną minę.
- Hm, tak... no wiesz… za trzy tygodnie. Mniej-więcej.
- Och, no cóż, myślałam, że trochę szybciej – westchnęła Ginny i wzruszyła ramionami. Harry nic nie odpowiedział, przypatrując się jej uważnie.
Dziewczyna podziękowała w duchu losowi za to, że on też zdecydowanie nie lubił poważnych, emocjonalnych rozmów i chyba postanowił nie drążyć niekomfortowego tematu, bo pociągnął wątek:
- Ron zaprosił Hermionę, słyszałaś o tym?
Gryfonka aż przystanęła, a jej twarz wyrażała zdumienie.
- Merlinie, myślałam, że już nigdy się nie odważy – zaśmiała się trochę nerwowo, ale Harry chyba tego nie zauważył, bo zawtórował jej z widocznym entuzjazmem, co szybko rozładowało dziwną atmosferę sprzed chwili. Przez resztę drogi wymyślali coraz to głupsze sposoby, których mógł użyć Ron, biorąc pod uwagę jego nieudolną próbę zaproszenia Hermiony na bal sprzed trzech lat.
Gdy już byli na miejscu, Harry serdecznie roześmiał się na widok kilku kopert, które wyjęła Ginny z torby. Dziewczyna wywróciła oczami i wrzuciła je do szuflady.
Jak przekonała się tydzień wcześniej, koperty nie wracały do niej, jak robiły to dzienniki, więc Harry mógł zaraz potem wykonać tę samą czynność.
Rozsiedli się wygodnie w fotelach, a dziewczyna zaczęła podjadać ciasteczka.
- Jak ci się układa współpraca na eliksirach?
- To droga przez mękę – jęknęła Ginny, a Harry posłał jej współczujące spojrzenie. Dziewczyna dorzuciła go do listy osób, które chcą posłuchać o tym cierpieniu i przez dłuższą chwilę narzekała na Ślizgonów.
Przerwał jej niski syk, który wydała z siebie szuflada. Harry sięgnął do niej, wyjmując dziennik i bardzo dokładnie zadbał o to, żeby porządnie zamknąć torbę.
Ginny przeszło przez myśl, że chętnie przeczytałaby, co też Harry tam notuję, ale zaraz szybko odgoniła te rozważania. Pewnie wolała nie wiedzieć.
Po tym wszystkim co przeżył, zapewne były to raczej mroczne zapiski.
W drodze powrotnej jej myśli biły się same ze sobą. Półsłowami odpowiadała na uwagi Harry’ego, aż w końcu westchnęła:
- Harry, co do tego całego dziennika… czy tam: co do tych listów.
Chłopak jedynie pokręcił głową i w dodających otuchy geście położył jej rękę na ramieniu:
- Rozumiem, w porządku? To fakt, kiepsko wyszło, ale wiem o co ci chodzi. Nie musisz mi się tłumaczyć.
Ginny miała ochotę go przytulić, ale ograniczyła się do uśmiechu pełnego wdzięczności.

***

24 listopada 1997
Nie, to nadal nie przejdzie… Przykro mi.
Ginewra.

Pani Analizatorko,
Przepraszam bardzo, ale co to za podpis? Zdradzając swoje imię, chyba nie nagięłaby Pani zasad? Wolno mi chyba zauważyć, że to już trochę popada pod paranoje?

Nie rozumiem czemu uważa Pani, że „cholernie” jest niepoprawnym słowem. I wcale go nie nadużywam.
Miałem wyrażać siebie, zgadza się? A to cholernie mnie wyraża.
Ogólnie, jeśli mam być szczery, nie zgadzam się z Pani wieloma opiniami.
Nie uważam, żebym miał być nazbyt pewny siebie.
I to głupie zadanie… Zrobić dla kogoś coś miłego? Litości, niby po co?
Cieszę się, że uważa Pani, że moje poczucie humoru jest górnolotne, ale chyba Panią zawiodę – wszystko co pisałem było szczerą prawdą. Ani odrobiny nie było w tym żartu.
Więc tak, uważam, że można mi jak najbardziej współczuć – ludzie, z którymi się zadaję są nienormalni.

Napisałem to wszystko już dzisiaj, w dniu odebrania odpowiedzi, ale pozwolę sobie dorzucić ten liścik do dziennika przy następnej niewątpliwie cudownej chwili, jaką jest wysyłanie Pani tego wariactwa.

Z poważaniem,
Draco Lucjusz Malfoy.

25 listopada 1997
Okej, w porządku, jednak znalazłam temat, na który mogę się wypowiedzieć.
Może Pani wie w co pogrywa Harry? Ciągle się blisko mnie kręci – i broń Merlinie, wcale mi to nie przeszkadza, ale zachowuje się cokolwiek dziwnie.
A przez to wszystko trochę się martwię. Wie Pani (a zapewne tak, bo wiedzą o tym, jak się okazało WSZYSCY), kiedyś byłam w Harrym na zabój zakochana. No, tak mi się wydawało przynajmniej.
I poświęciłam dużo czasu i mnóstwo energii, żeby się tego uczucia… pozbyć.
Ale teraz, gdy on gdzieś tu ciągle jest i ma ten swój uroczy uśmiech. No, ciężko wyrzucić go z głowy, proszę mi wierzyć.
Nieważne, czas mi iść do laboratorium.
Ginewra.

Ginny zadowolona patrzyła, jak przed chwilą zapisany pergamin czernieje, zajęty płomieniami. Miała wrażenie, że jeszcze kilka takich sytuacji i będą ze sobą z kominkiem po imieniu. Dużo jej pomógł w ostatnim czasie.
Oblizała suche wargi, utwierdzając się w założeniu, że niewysyłanie stworzonych o Harrym bredni jest dobrą decyzją.
Upewniając się, że po liście nie został nawet ślad, ruszyła w stronę lochów.

- Co robisz? – zapytała gniewnie zaledwie kilkanaście minut później, widząc, że Malfoy wykonuje jej część pracy.
- To, czego ty nie zrobiłaś, mimo że powinnaś – odpowiedział szorstko.
- Ja nie… - jej oczy szybko przebiegły po liście zadań. – O.
- O. Dobrze powiedziane – warknął Malfoy.
Ginny przeszło przez myśl, że niewiele brakowało, aby zniszczyła eliksir. W duchu pierwszy raz ucieszyła się z obecności Malfoya – na krótką chwilę jej cichego bohatera – który w porę zorientował się, że udało jej się zapomnieć o jednej, dość istotnej rzeczy.
Ślizgon miał złość wręcz wypisaną to twarzy i wpatrywał się w Ginny nieprzyjemnie.
- Czy odrobina skupienia naprawdę przewyższa twoje możliwości? – zapytał, przez zaciśnięte zęby.
- Niekoniecznie… - stwierdziła ta ostrożnie, ale to chyba nie sprawiło, że chłopak poczuł się lepiej.
- Weasley… - westchnął, jakby po prostu nie miał już siły.
- Przepraszam, okej? Wiem, że to było okropnie ważny punkt, ale przepraszam – wyrzuciła z siebie Weasleyówna na jednym wydechu. Przepraszanie kogoś takiego jak Malfoy naprawdę wiele ją kosztowało.
Chłopak zamknął na chwilę oczy i zacisnął pięści.
- Niech ci będzie – westchnął nagle.
O rety. Że co?
Ginny rozszerzyła oczy zszokowana.

18:34: Głupia dziewczyna. Ci wszyscy Gryfoni tacy są…
Coś zepsułem? Trudno, przecież nie muszę ponosić konsekwencji. Zawsze się zjawi Dumbledore albo inna osoba, która naprawi mój błąd.
Wcale nie jestem zaskoczony, że się przyzwyczaili.
Mogłem dzisiaj zabić Weasley i słowo daję, każdy sąd by mnie uniewinnił.
I jeszcze wymamrotała te swoje oburzone przeprosiny, chociaż powinna po prostu walnąć w siebie jakimś mocnym zaklęciem.
Przynajmniej było jej głupio, dzięki czemu nasza praca przebiegała dosyć sprawnie. Starała się mnie nie denerwować i nie reagować na moje zaczepki.
Właściwie to gdzie jest Blaise?

- Gdzie jest Blaise? – zapytała Weasley chwilę później. – I co ty tak notujesz, hm?
- Nie twoja sprawa – mruknął Draco, ale chyba dziewczyny to wcale nie zniechęciło. – I nie wiem, gdzie jest, też mnie to zastanawia.
- Merlinie, że też się nie bał zostawić na samych ze sobą – mruknęła w nieudolnej próbie zażartowania.
- Nigdy nie był najbystrzejszy – wzruszyłem ramionami.

W tym samym momencie drzwi otworzyły się z hukiem.
Draco oraz Ginny zamilkli.
- Wchodzisz do pomieszczenia i rozmowy cichną? Pewny znak, że jesteś obiektem plotek. Co nieładnego o mnie mówiliście?
Gryfonka przewróciła oczami, nie zamierzając się z niczego tłumaczyć. Już chciała wyrzucić z siebie jakąś zgrabną ripostę, ale Zabini nie dał jej dojść do głosu.
- Mam informację, która… hm, może jest dobra, a może zła, wiecie? – mruknął Blaise, rozpakowując swoje rzeczy z torby. – I niektórzy z nas mogą na jej wieść wpaść w panikę, ale sądzę, że niepotrzebnie.
Ślizgon rzucił spojrzenie Ginny.
- Do rzeczy, Blaise – rzekł Malfoy, unosząc brwi.
- Po kolacji wpadłem na Snape’a i on, hm, zamierza nas odwiedzić pod koniec tygodnia, aby sprawdzić, jak nam idzie.
- O nie – jęknęła Weasley, opadając na fotel. – No to po nas.
- Nie dramatyzuj – stwierdził Draco sucho. – Pracujemy już nad tym, ile? Półtora miesiąca. Uważam, że nie idzie nam tak tragicznie.
- Nie rozumiesz – burknęła Ginny. – Ja tu będę, to wystarczy. Snape tylko na mnie spojrzy i po prostu znajdzie coś, co będzie nie tak, choćby miało go to życie kosztować.
Blaise wybuchnął śmiechem, kręcąc głową.
- Chyba przesadzasz. A poza tym Snape poruszył jeszcze jedną, dość istotną kwestię… Mamy prawie koniec listopada, prawda?
Ginny pokiwała głową, marszcząc brwi a Malfoy nawet nie fatygował się, aby potwierdzać taką oczywistość.
- Cóż – kontynuował chłopak. – Jeżeli, no wiecie, nie skończymy, za trochę mniej niż miesiąc… A pozwolę sobie wtrącić, że się na to nie zapowiada…
- …ktoś będzie musiał zostać na święta – jęknęła Ginny z wyjątkowo nieszczęśliwym wyrazem na twarzy.
Ginny oczami wyobraźni zobaczyła swoją mamę, która cicho szlocha przy ulubionych – a przy okazji ciężkich do zniesienia - dźwiękach piosenki Celestyny Warbeck, przeżywając brak jedynej córki przy świątecznym stole.
Zapewne dramatyzowała, ale ogólny sens został oddany. Reszta rodziny przełknęłaby jej nieobecność – wszak Ron w pierwszej klasie, także został w zamku na święta. Ale ile Ginny musiałaby się natłumaczyć z braku swojego uczestnictwa na rodzinnym zjeździe to tylko ona sama wie.
- Nie ja – powiedzieli jednocześnie, po czym parsknęli śmiechem.
- No i mamy problem – zawyrokował Blaise, unosząc w brwi.

***

Blaise Zabini udał się w kierunku Wieży Zegarowej. Minął po drodze grupkę rozchichotanych trzecioklasistek, ale nie zwrócił na to większej uwagi. Z przyzwyczajenia wyciągnął z szaty mały kieszonkowy zegarek i naprzemiennie otwierał go i zamykał, aby zająć jakoś ręce.
Rok w rok powtarzał ten sam żmudny rytuał i musiał przyznać, że sam siebie podziwiał za niezwykłą cierpliwość. Gdyby nie desperacka wręcz prośba jego matki, w ogóle by się tutaj nie fatygował. Ale Arminie się nie odmawiało, po prostu.
Wspinając się po drewnianych schodach, przywołał w myślach ich ostatnią rozmowę – tę odbytą tuż przed wyjazdem do Hogwartu. Matka w kółko powtarzała, że tym razem musi się udać, że to ostatnia szansa i że on – jej jedyny syn - musi się postarać możliwie jak najmocniej. Takie dramatyzowanie nie było w jej stylu. I, Merlinie, to posępne gadanie o nim jako unikalnym potomku.
Kto mówi podobne brednie? W życiu nie widział jej tak szalonej.
Blaise otworzył powoli drzwi, krzywiąc się, gdy te niemiłosiernie skrzypnęły. Bez pośpiechu zbadał całe pomieszczenie wzrokiem, ale gdy doszedł do wniosku, że zdecydowanie nic się w tym miejscu nie zmieniło, usiadł na kamiennej podłodze, tak że tarcza zegara przysłaniała mu widok na zewnątrz.
Wskazówki powoli zbliżały się do góry, aby wybić godzinę dziewiętnastą i chłopak z satysfakcją zauważył, że oba zegary – ten tutaj oraz jego kieszonkowy - wciąż są idealnie zsynchronizowane.
Zaśmiał się pod nosem z niedowierzeniem, po chwili jednak zamilkł w przerażeniu, obserwując wizualizującą się przed nim scenę.

***

Harry przyglądał się mapie Huncwotów, bezwiednie wyszukując na niej kropki Rona, Hermiony oraz Ginny. Od jakiegoś czasu nie panował nad tym odruchem. Odkąd nie czuł się w Hogwarcie bezpiecznie, wolał kontrolować to, co dzieje się z jego najbliższymi.
Skrzywił się na wspomnienie tych wszystkich, którzy z uporem powtarzają, że tylko mu się wydaje i teraz nic im nie grozi
Merlinie, Voldemort praktycznie nie kryje się z morderstwami, ale wszyscy i tak traktują ich zbyt protekcjonalnie, aby przyznać, że rzeczywiście czasy się zmieniły…
Tęsknił za latami, gdy uważał ten zamek za twierdzę nie do zdobycia. Gdy w pełni ufał, że Albus Dumbledore może obronić ich wszystkich. Że jest nie do pokonania, że zna odpowiedź na wszystko i wie co robi…
Ciężki temat.
W tym roku dyrektor nie kontynuował ich wspólnych lekcji i Harry naprawdę zaczynał być tym sfrustrowany. Wraz z Hermioną próbowali samodzielnie poszukiwać informacji na temat Horkruksów, ale poniekąd poczuli się… odcięci od sprawy.
Wszyscy wiedzieli, że wojna się zbliża, tyle że dotychczas oni mieli brać w niej czynny udział, a nie przypatrywać się z boku. Póki co nie zapowiadało się na to, aby miało się to stać. Aby mieli być zaangażowani jakkolwiek.
- Nie pomyślałeś, że po to zostaliśmy wciągnięci w uczestnictwo w te dodatkowe zajęcia? Aby móc walczyć? Aby wiedzieć jak walczyć? – pytała do znudzenia Hermiona, ale ten argument w ogóle go nie przekonywał. Gdyby tak było, gdyby miała rację, nie uczęszczaliby tam także Ślizgoni. Oni nie kryli się z deklaracją… strony w tym konflikcie. Ich życie i tak zostało już dawno ukierunkowane. Nie byli tam potrzebni.
Harry był niezadowolony, że jego przyjaciele tak łatwo godzą się na to, co według rodziców, nauczycieli i członków Zakonu Feniksa jest dla nich najlepsze. Że poddają się temu, nie próbując wyciągnąć czegoś więcej.
Potter pokręcił głową i znów przejechał wzrokiem po korytarzach szkoły, aby oderwać się chociaż na chwilę od ponurych myśli. Prześlizgnął wzrok po nazwisku „Zabini”, ale zaraz do niego powrócił.
Siedzi w Wieży Zegarowej?
Harry zmarszczył brwi, a przez głowę przeleciało mu kilkanaście teorii, coraz to bardziej podejrzliwych.
Szybko zostały jednak one rozproszone przez Deana, który nagle pojawił się obok Ginny, jedynie kilka centymetrów niżej, w korytarzu na czwartym piętrze. Poczuł przypływ irytacji i zaczął zastanawiać się, czy nie staje się tak przewrażliwiony jak Ron, skoro naprawdę mu to przeszkadza.


2 komentarze:

  1. Prosiłaś o informowanie - nie wiem, gdzie dokładnie wrzucać Ci te info - nie sprecyzowałaś więc mam nadzieję, że się nie obrazisz, że piszę tu :) zapraszam do lektury!

    http://finallymischief.blogspot.com/2017/04/019.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo a jednak mój komentarz nie doszedł mimo że wysyłałam go dwa razy.
    Rozdział jak zwyklę doskonały. Pani Analizatorka z niewyjaśnionych mi powodów grała mi na nerwach.

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WS
x x x x x x x.