- Nie
wiem Arturze, Ron to co innego. On zawsze się w coś wpakuję, musi wiedzieć jak
się bronić. - Molly Weasley westchnęła ciężko, a na jej twarzy odbiły się
zmartwienia ostatnich lat.
-
Ginny nie zostanie w Hogwarcie na zawsze, Kochanie. Musimy jej pozwolić
zadecydować samej, a Dumbledore wie co robi. Powinnaś cieszyć się, że bierze
pod swoje skrzydła nasze dzieci. Wiesz, że nie każdy ma tyle szczęścia -
zaoponował Artur, patrząc twardo na żonę. Nie często się jej sprzeciwiał, ale
teraz zamierzał postawić na swoim.
Małżeństwo
siedziało na przeciwko siebie, przy wielkim kuchennym stole, mieszczącym
zazwyczaj ogromną ilość domowników. W chwili obecnej jednak trwał rok szkolny,
więc dom wypełniała niemiła pustka.
Molly
Weasley, przysadzista, sympatyczna kobieta swoje dzieci kochała ponad życie.
Często krzyczała, groziła oraz obiecywała kary w męczarniach swoim potokom, ale
to miejsce, Nora, bez nich nie było takie same. Od lat bała się nieustanie,
zawsze z tego samego powodu. Bała się, że coś złego stanie się jej rodzinie.
Dlatego
tak ciężko było jej powiedzieć „tak”.
Zwłaszcza
teraz, gdy wojna zbliżała się wielkimi krokami. Można było odnieść wrażenie, że
ona tylko czeka na minimalną szparę, chociażby, w oknie, aby pojawić się
niepostrzeżenie za plecami i zaatakować...
- Nie
wiem po co ten stary dureń znów nas wezwał - warknął Draco Malfoy, idąc w
stronę gabinetu dyrektora. Spojrzał wyczekująco na jednego z towarzyszy, ale
ten tylko wzruszył ramionami.
Blaise
Zabini po prostu nie miał w zwyczaju przejmować się zbyt wieloma rzeczami.
Chyba po matce odziedziczył bezproblemowe podejście do życia i wszechobecny
optymizm. Draco często zastanawiał się, co on właściwie, do cholery, robił w
ich domu. Powinien być... Puchonem, czy kimś równie głupim - myślał często.
Ponieważ
on, tak jak większość jego domowników, tylko czekał na pretekst, aby się
zezłościć, albo na kogoś nakrzyczeć. Chyba go to relaksowało, bo zawsze po
takim incydencie czuł spokój na duszy.
- Tym
razem to na pewno nie ja - westchnął Teodor Nott i spojrzał podejrzliwie na
blondyna. - Musiałeś coś zrobić. Dokuczałeś kolegom? Obraziłeś McGonagall?
Śpiewałeś pod prysznicem?
-
Tak, na pewno to trzecie. - Chłopak uśmiechnął się ironicznie (ponieważ
właściwie nie potrafił inaczej). - Od kiedy to zbrodnia, hm?
-
Przyznaj, nigdy nie wsłuchałeś się w samego siebie? Przy najbliższej okazji
zrób to, proszę. Wtedy zrozumiesz o czym mówię.
Draco
pokręcił głową rozbawiony. Tak bardzo się od siebie różnili. Jakim cudem
spędzali ze sobą tyle czasu? Jakim cudem, ta relacja między nimi to była...
przyjaźń?
Każdy
z nich był inny, to pewne.
Blaise,
ten rozrywkowy chłopak, bez problemów na głowie. Jego matka, piękna kobieta,
miała już sześciu czy siedmiu mężów. Draco pogubił się dawno w przysyłanych
zaproszeniach na ślub, chociaż dzielnie uczestniczył w hucznych ceremoniach.
Wiedział tylko, że każdy z ukochanych Pani Zabini znikał w tajemniczych
okolicznościach, zostawiając jej, coraz to większą fortunę. Jej syn
prawdopodobnie nie poradzi sobie gorzej w życiu. Już od lat uchodzi za
najprzystojniejszego chłopaka w szkole, z czego nie omieszka korzystać. Ale o
dziwo, nie po to by ranić te nędze dziewczyny. Każda od razu wiedziała, że ten
układ zawiera w sobie tylko dobrą zabawę i kilka potajemnych schadzek. Po
prostu, wbrew pozorom, Blaise był wesołym, szczerym i
nie-zepsutym-do-szpiku-kości uczniem siódmej klasy.
Inaczej,
niż Teodor Nott. Mimo, że często widywany z Draconem Malfoyem, nigdy nie
dołączył do paczki jego wielbicieli. Był mrukliwy, chichy oraz nieprzyjazny.
Chłopak po prostu lubił samotność, mrok i spokój. Nie potrzebował zwierzeń i
zamieszania.
Mimo,
że wysoki oraz cherlawy i tak sprawiał wrażenie człowieka, którego nie
chciałoby się spotkać w ciemnym korytarzu szkoły.
Pieniądze
i czysta krew. To nas łączy - pomyślał młody Malfoy i wywrócił oczami. -
Urocze, doprawdy.
Wszyscy
trzej na raz, wyłaniając się zza rogu, dostrzegli burzę rudych włosów, której to
właścicielka opierając się swobodnie o ścianę, wykrzywiła usta na ich widok.
Ginny
Weasley, niewysoka dziewczyna, znana z dobrej gry w Quidditcha, narwanego
charakteru, wyjątkowej urody oraz dawnego wielkiego uczucia, którym darzyła
Harry'ego Pottera, nie przejmowała się Ślizgonami, których większość uczniów
wolało unikać.
Malfoy
zmrużył oczy, szykując w głowie jakąś złośliwość o ubóstwienie niektórych. Nie
wiedział, że natknie się akurat na nią, inaczej na pewno wcześniej by coś
przygotował.
-
Uważaj Draco, Upiorogacek to już chyba jej znak rozpoznawczy, a my nie mamy
teraz czasu na takie sprzeczki - zaśmiał się Blaise, mrugając do Gryfonki.
Ta w
odpowiedzi, uniosła jedynie prawą brew.
- Daj
spokój, jedno zaklęcie nie robi z człowieka kogoś wielkiego - prychnął chłopak,
nawet nie zaszczycając dziewczyny spojrzeniem. - Niepodarte szaty, nieużywane
rzeczy, eee... buty. Jasne, to prędzej.
- Na
litość Merlina, buty? - Znużenie dziewczyny było aż namacalne w jej głosie. -
Dwa przymiotniki i brak ci pomysłu? Niedobrze, nie chwaliłabym się tym.
Na
niej, w przeciwieństwie do Rona, Harry'ego i Hermiony, te wszystkie słowa nie
robiły wrażenia.
Blaise
znów się zaśmiał, tym razem jednak w duchu. Nie dała się nawet odrobinę
sprowokować. Chłopak pokręcił głową, postanawiając się przyjrzeć się dziewczynie,
póki miał okazję. Doceniał ładne buzie (oraz ciała) i lubił się delektować ich
widokiem. Nieważne jak wielkim zdrajcą krwi był dany obiekt. Patrzenie jeszcze
nikomu nie zaszkodziło. Ginny wzdrygnęła się z obrzydzenia czując na sobie jego
wzrok. To rozbawiło go jeszcze bardziej.
Teodor
nawet nie zadał sobie problemu, żeby zainteresować się tym o czym mówią jego
towarzysze. Zagłębiony we własnych myślach po prostu stał i czekał na to co się
wydarzy.
Draco
już sięgał po różdżkę, która zawsze - gdy obelgi nie wystarczyły - była
rozwiązaniem jego wszelkich problemów, aczkolwiek nie dane mu było ją
wyciągnąć.
-
Ginny, co ty tu robisz? - rozległ się zaskoczony głos jej brata, Ronalda
Weasleya.
Oczywiście,
nasza ulubiona trójka zawsze na czas. Malfoy skrzywił się, ale zaprzestał
zaciskać rękę pod szatą. Nie był na tyle głupi, aby się z nimi mierzyć pod
samym gabinetem dyrektora.
-
Właśnie, Ginny, idź sobie, to miejsce spotkań dla dorosłych. - Nie potrafił
sobie odmówić chociaż tej drobnej złośliwości, przedrzeźniając głos "tego
ubogiego kretyna".
Gryfonka
kompletnie go zignorowała.
-
Chyba robię tu to samo co wy. - Wzruszyła ramionami. - Ale nie znam hasła, w
wiadomości nie było podane.
-
Czekajcie... - zapowietrzył się Zabini, czym zwrócił uwagę pozostałej szóstki.
- Wszystkich nas tu wezwał Dumbledore?
Wyjątkowo
zgodnie, mimo wzajemnej niechęci, każdy z obecnych pokiwał głową.
Zgadzanie
się, nawet w tak błahej sprawie, cholernie mnie boli. Draco Malfoy natychmiast
się zreflektował i przestał ruszać jakąkolwiek częścią swojego ciała.
- W
co on pogrywa? - buntowniczo zakrzyknął Ron z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
Hermiona
Granger chciała szybko się wtrącić, jak to miała w zwyczaju, aby uspokoić
chłopaka, ale nie zdążyła wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku, gdy ktoś jej
przerwał.
-
Zapraszam do mnie, wszystkiego się dowiecie. - Łagodny głos dyrektora sprawił,
że jego podopieczni rozstąpili się, tworząc mu przejście do gargulca broniącego
przejścia. Albus mrugnął do rudego chłopaka, którego uszy natychmiast zapłonęły
czerwienią podobną do koloru jego włosów.
Wszyscy
posłusznie, choć część z nich niechętnie, usiedli na przygotowanych wystawnych
krzesłach naprzeciwko biurka głowy Hogwartu, tworząc przerwę między
"domami" za pomocą dwóch wolnych miejsc.
- W
związku z zaistniałą sytuacją, pozwoliłem sobie napisać do waszych rodziców -
powiedział Dumblodere, z rozbawieniem wpatrując się w przerażone spojrzenia
swoich uczniów, którzy patrzyli na siebie nawzajem, próbując odgadnąć jakie
przewinienie sprawiło, że aż sam dyrektor postanowił poinformować ich rodziny.
Jesteśmy
tu dopiero miesiąc! Nie przypominam sobie, aby oni się już kłócili. A nawet
jeśli, to co JA mam z tym wspólnego?! Mimo przejęcia, młoda Weasley nie
martwiła się tak bardzo. Prócz, pamiętnego pierwszego roku, nie sprawiała w
szkole problemów. Miała zaufanych przyjaciół, dobre stopnie, niezłe osiągnięcia
w Quiditchu i była grzeczną uczennicą. Zresztą, zazwyczaj i tak wszystko
uchodziło jej płazem. Była dziewczyną i była najmłodsza, a to starczało, aby
traktować ją inaczej, niż jej braci.
Jej
rozmyślania przerwało trzaśnięcie drzwiami i pojawienie się dwóch nowych
postaci. Neville Longbottom i Colin Creevey stali zdyszani przy wejściu. Ten
pierwszy próbował się nieudolnie się tłumaczyć napomykając coś i Filchu i jego
kotce, nadal nie mogąc złapać oddechu, natomiast młodszy, jasnowłosy chłopak
rozglądał się po pomieszczeniu zafascynowany. Pierwszy raz był w tym gabinecie.
- Nic
się nie stało Panowie, spocznijcie proszę - dyrektor nie wydawał się być zły;
dzisiaj wyjątkowo emanował z niego dobry humor.
Wszyscy
spojrzeli wyczekująco wciąż nie wiedząc co się dzieję.
-
Jesteście tutaj, ponieważ po długich rozważaniach; ustaleniach z opiekunami
waszych domów oraz poinformowaniu rodzin, postanowiłem złożyć wam pewną
propozycję. Jak zapewne wiecie... - Tutaj spojrzenie pobiegło do części
Gryfonów. - Zakon Feniksa został reaktywowany.
Co on
wyprawia? Czemu mówi to przy tych idiotach? Natychmiast pomyślała Ginny, spoglądając
na Ślizgonów, a Harry niemalże poderwał się z siedzenia. Dyrektor natychmiast
kontynuował, nie dając podopiecznym szans na jakąkolwiek reakcję.
-
Panie Creevey, wierzę, iż panna Weasley wytłumaczy panu o co chodzi. Natomiast
panowie... - tutaj spojrzenie pobiegło do zszokowanych uczniów domu Slitherina.
- Zapewne też słyszeli co nieco. Wszystko i tak zostanie wam wszystkim
wyjaśnione w późniejszym czasie.
Cała
dziewiątka siedziała jak spetryfikowana, bojąc się chociażby głośniej
odetchnąć. Oczywiście, że Ślizgoni widzieli o co chodzi, przecież
Śmierciożercy, także mieli swoich informatorów. Dyrektor ciągnął, jak gdyby w
ogóle nie zauważył reakcji uczniów.
-
Propozycja moja dotyczy dodatkowych zajęć, hm... pewne rodzaju lekcji.
Przygotowania.
Ręka
Hermiony jak na zawołanie wystrzeliła w powietrze. Siwowłosy mężczyzna skinął
przyjaźnie głową.
-
Przygotowania dyrektorze? Na to co sądzę? Na walkę z Vol... Voldemordem? -
Ostatnie słowo zostało wypowiedziane niemalże szeptem, ale Ron wraz z Nevillem
i tak się wzdrygnęli. Draco prychnął.
-
Dlaczego uważa Pan, że interesuję nas coś takiego? - zapytał złośliwie,
wskazując na swoich przyjaciół.
Nie
do wiary, on jest po prostu głupi! Chce nauczać czegokolwiek przyszłych
Śmierciożerców?
-
Wierzę panie Malfoy, że wiele będziecie mogli wynieść z tych lekcji. Proszę mi
zaufać. - Dyrektor ani na chwilę nie stracił swojego zapału i nadal miał na
twarzy swój dobroduszny uśmiech.
Draco
prychnął powtórnie, nie mając siły na jakikolwiek komentarz. Uważał, że ten
starzec zgłupiał już do reszty.
-
Dlaczego akurat my, panie profesorze? - zapytał zdumiony Colin.
Harry, Ron, Hermiona... Nawet Ginny! Ale ja?
-
Potencjał, mój drogi Colinie - odrzekł profesor. - Widzę w was wielki
potencjał.
Chłopak
pobladł słysząc swoje imię, słysząc komplement, z ust samego Albusa Dumbledore’a,
który nagle wesoło wykrzyknął:
- No
kochani! - Wszyscy aż poderwali się na siedzeniach. - Do swoich domów, albo
innych zajęć.
Teraz
już żaden uczeń nie wiedział co się dzieję. Ten nagły zwrot akcji wprawił ich w
osłupienie.
-
Widzimy się za tydzień, w sali od Transmutacji, dokładnie o tej samej godzinie.
Wtedy dacie mi odpowiedź.
Wesołe
iskierki migały w jego oczach, gdy zaskoczeni uczniowie niepewnie opuszczali
gabinet.
-
Dumbledore, nic z tego nie rozumiem - warknął Severus Snape, najeżając się.
Dyrektor westchnął smutno.
- Nie
spodziewałem się, że będzie inaczej Severusie.
-
Wsadzasz wroga w samo centrum Zakonu Feniksa! Jak ma nam to pomóc? Będą
szpiegować, wiesz o tym przecież.
Albus
spojrzał na niego znad swoich okularów-połówek.
-
Myślałem, że lubisz Dracona oraz jego przyjaciół?
-
Draco jest dobrym uczniem, ale jego ojciec to kanalia. A chłopak musi wykonywać
jego rozkazy.
Na
chwilę zapadła cisza. Dyrektor wyglądał, jakby chciał uważnie dobrać słowa, przed
następną wypowiedzią.
-
Wiesz Severusie... Mam nadzieję, że reszta towarzystwa będzie miała na niego,
na całą trójkę twoich podopiecznych zbawienny wpływ.
Snape
tylko parsknął niecierpliwie.
- Nie
liczyłbym na to. Oni się nienawidzą. - Mężczyzna opadł bezradnie na fotel, nie
rozumiejąc jak jego zwierzchnik może być tak naiwny.
Głupiec.
-
Nienawiść... to mocne słowo.
- To
idealne słowo.
- A
nie uważasz, że uczniowie Gryffindoru oraz Slitherinu potrafią się porozumieć,
jeżeli tylko wykażą odrobinę woli ku temu? Czy ty nie jest idealnym tego
przykładem?
Czarnowłosym
nauczycielem aż szarpnęło z oburzenia.
- Ty!
Jak możesz? - szepnął z bólem w oczach.
- A
panna Weasley?
- Co
z nią? - Severus zmarszczył brwi na nagłą zmianę frontu.
-
Uważam, że ona będzie potrafiła poskromić temperament obu stron. W porównaniu
do innych uczniów, nie boi się twoich wychowanków. A charakter to ona ma, nie
da się tego nie zauważyć.
- Nie
wiem, nie wyróżnia się niczym... szczególnym - wysyczał przez zęby wściekły
Severus.
-
Czyż nie ona jest najlepsza w przedmiocie, którego nauczasz, mój drogi
Severusie? - Dyrektor zaśmiał się cicho widząc oburzenie swojego oddanego
pracownika.
Severus
postanowił nie odpowiadać, nie mając ochoty bawić się w gierki dyrektora. Ten
człowiek był dla niego zagadką, a on nie miał cierpliwości na jej
rozwiązywanie.
-
Przemyśl to proszę. Panna Weasley ma w sobie dużą moc i dużą wiedzę. I naprawdę
wiele mogłaby osiągnąć z twoją minimalną pomocą. Po prostu spójrz na nią trochę
przychylniej. A co do tej sprawy... zaufaj mi, wiem co robię. Nie pierwszy raz
z resztą, powiem skromnie.
Mężczyzna
nie odpowiedział, tylko wypadł przez drzwi w sposób, dzięki któremu udało mu
się uzyskać przydomek "Nietoperz", który idealnie go odzwierciedlał.
Draco,
wierzę,
iż dostrzegasz szansę jaką stawia przed Tobą ta marna karykatura dyrektora.
Słuchaj jak najwięcej, poznaj taktykę wroga i spraw, aby wyjawili Ci swoje
plany.
Zaprzyjaźnij
się.
Ojciec.
W
szkole super tato, świetnie się bawię, dziękuję, że pytasz. Także kocham i
pozdrawiam! Draco zgniótł skrawek pergaminu i ze złością wrzucił go do kominka.
Niby to nic, ale płonący pergamin ze słowami Lucjusza Malfoya sprawiał mu
satysfakcje. W gruncie rzeczy to jedyny bunt na jaki mógł sobie pozwolić w
stosunku do ojca. Tak, więc starał się czerpać z niego przyjemność.
Odwrócił
się i rozejrzał po Pokoju Wspólnym, szukając przyjaciół. Dostrzegł tylko
Teodora, ale to mu wystarczyło.
-
Zgodzę się - rzekł, stając nad chłopakiem i wpatrując się w jego twarz
pozbawioną emocji.
-
Widzę, że także miałeś przyjemność otrzymać korespondencję od rodziny - rzucił
ten w odpowiedzi, nawet nie odrywając wzroku od wypracowania, które niemalże
już kończył.
I z
niczego nie muszę się tłumaczyć, doskonale.
- Oni
się w życiu nie zgodzą! - wykrzyknął Ron, a reszta pokiwała gorliwie głowami.
Od godziny siedzieli na wygodnych fotelach, oddaleni od reszty uczniów swojego
domu, aby w spokoju przedyskutować sytuację. - Merlinie, mam przynajmniej taką
nadzieję. Dodatkowo lekcje, z nimi? Nie, nie, nie.
W
porównaniu do wrogich znajomych, oni zdążyli już wszystko omówić wzdłuż i
wszerz. I wcale nie zapowiadało się na to, jakby mieliby przestać.
No i
wypadałoby wyjaśnić Nevillowi oraz Colinowi o co właściwie chodzi i czym jest
Zakon. Zajęło to więcej czasu niż przypuszczali, bo chociaż zazwyczaj musieli
strzec swoich sekretów i planów, okazało się, że miło było móc się nimi z kimś
podzielić.
- Wow
- szepnął Longbottom, gdy tylko usłyszał idee zgrupowania. Od momentu Gwardii
Dumbledore’a i walki w Ministerstwie, miał w sobie pokłady odwagi, o które
jeszcze dwa lata temu sam by się nie podejrzewał.
Harry
poczuł wyrzuty sumienia. Dobrze wiedział, że i Nevilla rodzice byli w pierwszym
Zakonie; chłopak miał prawo dowiedzieć się o nim już dawno temu.
Do
Colina natomiast nadal nie docierała cała sytuacja:
-
A-ale ja? Merlinie, dlaczego? Muszą mieć kogoś kto wszystko psuję, na wypadek,
gdyby trzeba było coś... popsuć? - Chłopak był niemalże przeraźliwie blady.
Ginny
roześmiała się i szturchnęła przyjaciela w ramię.
- Czy
nie przesadzasz, aby? - Jej dźwięczny głos sprawił, że Creevey uśmiechnął się
blado. - Nie jesteś taki znowu okropny. Czasami, no wiesz... z zielarstwa, czy
eliksirów. Może trochę z zaklęć. No i to wróżbiarstwo. Ale to nic, to
błahostka.
Reszta
towarzystwa roześmiała się serdecznie, co sprawiło, że nawet Colinowi wróciła
odrobina humoru.
-
Dzięki Ginewro, potrafisz pocieszyć człowieka! Cóż my byśmy uczynili bez
ciebie?
- Ah,
co ja poradzę? To moja służba, po to żyję! - Dziewczyna zasalutowała i znów się
roześmiała. Odkąd potrafiła odprężyć się przy Harrym Potterze, jej towarzystwo
było naprawdę przyjemne i mile widziane. Jej domownicy ją uwielbiali, a
popularności zdecydowanie przysparzał fakt, że była odbierana jako naprawdę
śliczna dziewczyna. Miała pobratymców niemalże w każdym domu w Hogwarcie. Prócz
jednego, rzeczy jasna.
Jeżeli
nie liczyć uszczypliwości wymienianych mimochodem z Blaisem Zabinim, ale ciężko
było to określić mianem koleżeństwa.
Ale
to wraz z Colinem tworzyli naprawdę zgraną, równą sobie parę przyjaciół i
obydwoje niezwykle doceniali ten fakt.
- Nie
martw się Colin, zawsze ci pomożemy, z czymkolwiek przyjdzie nam się tam
zmierzyć - powiedziała Hermiona, kładąc chłopakowi rękę na ramieniu, co
wywołało jego delikatny rumieniec.
- Mam
nadzieję, że nie będzie to kolidowało z naszymi treningami - mruknął Harry, a
brązowowłosa przyjaciółka zgromiła go spojrzeniem i głośno prychnęła.
- No
wiesz! Jak możesz myśleć o czymś takim w tej sytuacji? W obliczu tego co się
dzieję? - oburzyła się natychmiast.
- To
też jest ważne Hermiono! - odkrzyknął chłopak, a reszta towarzystwa pokiwała
ochoczo głowami i szybko pogrążyli się w rozmowie dotyczącej sportu.
Granger
pokręciła głową i zanurzyła głowę w książce.
Witam! Trafiłam tutaj przypadkiem i jestem pod wrażenie twojego stylu i pomysłu. Naprawde świetnie piszesz. Czyta się przyjemnie nic nie wybija z rytmu. Zachowałaś charaktery postaci, co też bardzo mi się podoba. Licze, że dalej będzie równie ciekawie.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam!
Zapomniałabym. Czy jest szansa, żebyś informowała mnie o nowych rozdziałach na moim blogu?(smoczy-straznicy.blogspot.com
UsuńZ góry dziękuję.
Cześć! Dziękuję bardzo za komentarz, jak i miłe słowa :)
UsuńOczywiście z chęcią będę Cię powiadamiała o nowych rozdziałach.
Pozdrawiam!
Wpadłam z katalogu i... Zostanę tu na dłużej :) Historii o Draco i Ginny nigdy nie czytałam, a może być całkiem ciekawa :) Fajnie, że na początku wszystkich wprowadziłaś i zaprezentowałaś - fajnie o nich poczytać w innym kontekście ;)
OdpowiedzUsuńPS. Justuj tekst (wyrównanie tekstu) i może akapity? Też to dużo pomaga ;) i dodaję do linków
Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
_________
Devirose
wczorajszy-dzien.blogspot.com
Cześć, dzięki wielkie za komentarz :)
UsuńUwaga trafna - wyjustowałam tekst!
Także dodaję do linków :)
Pozdrawiam!
Cześć i dziękuję za reklamę twojego opowiadania. Pierwszy rozdział bardzo mnie zainteresował i jak znajdę więcej czasu nadrobię resztę. Zapewne nie prześpię nocki z ciekawości co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny:)
Z góry przepraszam za reklamę.
OdpowiedzUsuńHogwart dla większości uczniów był domem. Do którego mogli uciec do znienawidzonych osób, bólu, nienawiści, strachu. Był miejscem do którego chciano powracać. Naomi młoda gryfonka z tym miejscem wiązała nadzieje, marzenia, uczucia, które zbiegiem czasu zostało jej odebrane.
Zapraszam na
http://hogwart-you-can-find-my-world.blogspot.com/
Wpadłam na chwilę i niestety nie zostanę na dłużej. Opowiadanie jest raczej słabe, styl męczy.
OdpowiedzUsuńWeny!