Są słowa ciężkie jak kamień
I lekkie jak ciepły wiatr
Łagodne jak głos kochany
I groźne jak czarny strach
Leszek Wójtowicz
Pansy wybuchnęła śmiechem. Tak głośnym i szczerym, że aż
przez chwilę przypomniała… dawną siebie.
Draco zmarszczył brwi na tę ewidentną zniewagę.
- To było głupie… nawet jak na ciebie. Obrażać Granger, gdy
do pary miałeś tylko drugą Gryfonkę? – Dziewczyna znów zachichotała.
- Ucisz się już. – Malfoy uśmiechnął się krzywo, trącając
dziewczynę łokciem.
Jak on lubił te momenty, gdy Parkinson zapominała na chwilę,
jak bardzo powinna być nim
zauroczona. Gdy zapominała, co rodzina wpajała jej od dziecka.
Chłopak powrócił myślami do dzisiejszych wydarzeń.
- Hermiono, odsuń się,
proszę – warknęła Ginny, próbując odepchnąć przyjaciółkę wolną ręką, a on jeszcze
nie słyszał, aby jej głos w miał w sobie taki ogień.
Granger uparcie
pokręciła głową, rzucając Weasleyównie ostre spojrzenie, a Draco miał wrażenie,
że dziewczyny zaraz pokłócą się ze sobą, zapominając o tym, kto wywołał ten
gniew.
Nie pamiętał, kiedy
ostatnio zadał sobie w ogóle trud obrażania Granger. Nazywanie jej szlamą już
lata temu przestało mu sprawiać satysfakcję – odkrył, że są lepsze sposoby, by
ranić. Że bezpośrednia konfrontacja ze Złotą Trójką to nic w porównaniu do
tego, co działo się za ich plecami.
Że też nie miał, kiedy
z tym wyskoczyć…
Wywrócił oczami,
widząc, jak Gryfonki mierzą się spojrzeniami. Miał ochotę się zaśmiać, ale
zapewne w tym momencie nie byłoby to wskazane.
- Ginny, pomyśl przez
chwilę racjonalnie, w porządku? Tak jak tylko ty potrafisz. On nie jest tego
wart, dobrze wiesz.
Draco zmrużył oczy,
chcąc zauważyć, że kto jak kto, ale on akurat jest wart naprawdę wielu rzeczy.
Już otworzył usta, ale w tym samym momencie Weasley rozluźniła ramiona i
uśmiechnęła się lekko:
- Masz rację. –
Westchnęła i opuściła różdżkę, a chłopak wytrzeszczył na nią oczy.
- Wracam do Pokoju
Wspólnego – mruknęła Granger i, nie oglądając się za siebie, wyszła, trochę za
głośno zamykając drzwi.
Ginny jeszcze przez
chwilę stała naprzeciwko niego, patrząc mu przenikliwie w oczy, aż w końcu
odchyliła głowę, nabierając głośno powietrza, i także opuściła laboratorium.
Draco pokręcił głową,
nie pojmując do końca, co się właściwie wydarzyło.
Jak tak dalej pójdzie,
to Blaise nie zastanie tutaj zbyt wielkich efektów, pomyślał i doszedł do
wniosku, że pewnie powinien uprzedzić o tym przyjaciela.
Zaczęli z Pansy właśnie trzecie okrążenie po korytarzach,
które wykonywali w ramach obowiązków prefekta. Tylko cud sprawił, że sytuacja
zakończyła się bez ofiar i nie zawiesili go w obowiązkach tej wyjątkowej funkcji. Już widział to
potępienie ojca przelane na długi zwój pergaminu.
Draco sam był zaskoczony, że to właśnie Pansy opowiedział,
co wydarzyło się w laboratorium, aczkolwiek Crabbe i Goyle odpadali w przedbiegach,
a Blaise nadal przebywał w Skrzydle Szpitalnym. Teodor natomiast odbywał
szlaban u McGonagall.
Ale widząc jej ludzką i spontaniczną reakcję, doszedł do
wniosku, że było warto. Choćby ze względu na fakt, że nadal potrafi być sobą,
chętnie uraczyłby ją jeszcze kilkoma takimi historiami, gdyby miał je w
zanadrzu.
Hermiona w tym czasie siedziała przed kominkiem w Pokoju
Wspólnym, a Harry i Ron woleli się nie odzywać, widząc jej minę wyrażającą dezaprobatę.
Wymieniając porozumiewawcze spojrzenia, zastanawiali się, co tym razem mogli
zrobić, ale – o dziwo – nawet zadane prace mieli odrobione, więc nic nie
przychodziło im do głowy.
- Ona jest niemożliwa – wykrzyknęła nagle dziewczyna,
wyrzucając ręce w górę. Jej przyjaciele wytrzeszczyli oczy, zszokowani.
- Kto? – odezwał się po chwili Ron, prawie blady.
- Twoja siostra, a kto? – mruknęła Granger, a jej usta
zacisnęły się w wąską linię.
Chłopak wyglądał, jakby chciał o coś zapytać, ale po chwili
zrezygnował, wyraźnie zbyt zaskoczony, aby wdać się w dyskusję. To on miał w
zwyczaju narzekać na Ginny, a Hermiona zawsze skutecznie hamowała jego zapędy.
- Co takiego zrobiła? – spytał w końcu wyjątkowo ciekawy
Harry.
- Wykorzystała mnie, ot co! – warknęła Hermiona, odkładając
na stolik księgę, którą tak uparcie udawała, że czyta. – Wykorzystała mnie, aby
niemiłosiernie wkurzyć Malfoya.
Chłopcy po kilku sekundach zgodnie wybuchnęli śmiechem.
Po wysłuchaniu całej historii, Ron z ręką na sercu śmiało
mógł przyznać, że jest niesamowicie dumny z najmłodszej Weasleyówny.
W tym samym czasie Ginny, starając się odwlec spotkanie
twarzą w twarz z Hermioną, zaszyła się z Luną i Colinem na jednym z korytarzy,
blisko Pokoju Wspólnego Krukonów.
Z lubością wyżywała się na Malfoyu, podkreślając, jak okropnym
jest on typem. Zastanawiała się, jak ma to rozegrać i jak ma go nie zabić,
zanim Zabini łaskawie postanowi opuścić szpital.
- To może musisz wyjść poza strefę swojego komfortu,
porzucić swoje poczucie bezpieczeństwa? – podsunęła Luna, a Colin zachichotał.
Ginny niemal wydała z siebie okrzyk zgorszenia.
- To wszystko już od dawna wychodzi daleko poza moją strefę
komfortu! Moją strefą komfortu są łóżko i dobra książka. Ten cały absurd nawet
koło niej nie stał – rzuciła oburzona, dochodząc do wniosku, że tylko Luna
mogła powiedzieć coś tak niedorzecznego.
Lovegood nie wydawała się być przejęta reakcją przyjaciółki.
Z nabożnym skupieniem układała na parapecie kolorowe, pojedyncze koraliki - tak
aby leżały w jednej, równej linii, w idealnych od siebie odstępach.
- Perfekcjoniści wiwatują – mruknęła Weasley podsumowująco,
patrząc ze zmarszczonymi barwami na zmagania dziewczyny. Colin posłał jej
wymowne spojrzenie i postanowił kontynuować temat:
- I co będziesz robić do końca tygodnia? Może po prostu
przeczekaj sytuację…
- Chyba sobie żartujesz. Musimy ruszyć z projektem, zanim
Snape postanowi mnie zgnębić do reszty.
- To urocze, że budzisz nienawiść w tylu osobach – zaśmiał
się Creevey i objął przyjaciółkę.
- Po prostu zabij mnie już teraz – jęknęła ta w odpowiedzi,
zamykając oczy, ale zaraz gwałtownie je otworzyła, postanawiając skonsultować
sytuację z jedyną znaną jej osobą, która wytrzymuję z ohydnym Ślizgonem.
Weszła po cichu do Skrzydła Szpitalnego, aby przypadkiem nie
obudzić jakiegoś chorego ucznia.
Okazało się, że niepotrzebnie była taka ostrożna.
Poszkodowany był tylko jeden, a na dodatek nie wyglądał na umierającego.
- O, już myślałem, że nie doczekam się twoich odwiedzin,
moja ulubiona koleżanko. – Blaise
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Dlaczego wciąż tu leżysz? – spytała podejrzliwie, nie
widząc żadnych uszkodzeń ciała mimo uważnego przyglądania się.
- Bo Madame Pomfrey jest przewrażliwiona i nie chce mnie
wcale wypuścić?
- To chyba jakiś żart – jęknęła Ginny i odsunęła nogi
Blaise’a, aby móc usiąść na jego łóżku.
- Podejrzewam nawet, że może coś do mnie czuć – zaśmiał się
chłopak. – Czy ty na moim miejscu byś nie skorzystała?
Dziewczyna nie odpowiedziała twierdząco, ale jej mina
zdradzała wszystko.
- A więc słucham, co się stało? – zapytał po chwili chłopak,
przypatrując się Weasley czujnie.
- Co przez to rozumiesz? – wymamrotała niepewnie, kierując
swój wzrok na ścianę naprzeciwko.
- Pamiętaj, że jestem Ślizgonem, mnie nie okłamiesz, droga
panno.
- No tak… - Ginny zamyśliła się na chwilę, ale w końcu
wzruszyła ramionami: - Malfoy się stał. Nie potrafię z nim pracować. Wyłaź stąd
natychmiast, inaczej nasz projekt polegnie czym prędzej.
- Wiedziałem… Zostawić was na chwilę samych, doprawdy.
Dzieciaki z was.
Ginny ściągnęła mocno brwi:
- Nie pogrywaj ze mną Zabini. Malfoy doprowadził mnie do
szaleństwa, Hermionie naubliżał od szlam, a przy tym wszystkim naprawdę nie
zrobił nic, co miałoby jakikolwiek wpływ
na naszą pracę.
- Dobra, dobra, już mnie tak nie zabijaj wzrokiem. Powiedz
mu, jak nieładnie to wygląda, i sio, do pracy.
- Zachował się naprawdę paskudnie, wiesz?
- Nie jest to coś, co by mnie zaskoczyło. – Blaise
zmarszczył brwi. – Może po prostu mu odpuść? Inaczej nigdy nie ruszymy dalej.
- Powiedz, że żartujesz…
- Oczywiście, że nie. Ginewro, gdzie się podziało twoje
miłosierdzie?
- A skąd, do licha, pomysł, że mam w sobie jakieś
miłosierdzie?
- Jesteś Gryfonką…
- Tak, a to znaczy, że cechuje mnie odwaga i lojalność, a
nie zabawa w fundację charytatywną. – Dziewczyna spojrzała na Blaise’a z
politowaniem.
- Zatem postaw na sprawdzoną metodę kontaktu… - odpowiedział
ten rezolutnie. - Wyślij mu list. I bądź tą mądrzejszą.
- Hej, kolego, to może się udać! – wykrzyknęła Ginny po
chwili milczenia i nawet odrobinę się rozchmurzyła.
- Do usług. – Blaise znów się zaśmiał.
Weasleyówna po tej rozmowie miała zdecydowanie lepszy humor.
I nawet przepraszanie Hermiony zajęło jej jedynie piętnaście minut, trzy zapewnienia,
że więcej nie postąpi tak wstrętnie i jedną tabliczkę czekolady, którą zwędziła
Ronowi.
Dzięki temu wszystkiemu z lekkim sercem napisała do Malfoya
list, pamiętając, aby zawrzeć w nim jednocześnie delikatną naganę, ale także ostrożną
chęć pojednania.
Po raz ostatni przeanalizowała
odnotowane słowa i sama sobie kiwnęła głową na znak aprobaty.
Draco,
Przestań być kretynem
i zacznij ze mną współpracować jak cywilizowany człowiek.
Z najlepszymi (i jakże
szczerymi!) pozdrowieniami,
Ginny.
PS. Oczekuję Cię w
laboratorium po kolacji.
PS 2. Zachowałeś się
cokolwiek nieprzyzwoicie – liczę, że nie popełnisz więcej tak wielkiej głupoty.
- Zwariowała do reszty – mruknął Draco do nikogo
konkretnego, czym od razu zwrócił na siebie uwagę Pansy.
Pansy irytującej, przesłodzonej i sztucznej, nastawionej na
podziw otaczających ją ludzi.
- Coś się stało? – zapytała piskliwie, zawsze gotowa
zabiegać o jego zainteresowanie.
- Zlituj się w końcu i zacznij zachowywać się normalnie –
warknął w odpowiedzi, posyłając jej jedno z naprawdę nieprzyjemnych spojrzeń.
Dziewczyna zmrużyła oczy, ale publicznie nie pozwoliła sobie
na wszczynanie kłótni.
Dopadnie go później.
Dzień, jak na złość, zatrważająco przyśpieszył i jedynie Zaklęcia
i Uroki pozwoliły Ginny na chwilę zapomnieć o zbliżającym się wieczorze. Wykonując
ćwiczenia wraz z Harrym, nie zwracała uwagi na drugą parę. Sama przed sobą
udawała, że są tutaj tylko oni we dwoje.
Nie potrafiła nie zauważyć kontrastu między tymi zajęciami a
eliksirami. Tutaj było tak miło, konstruktywnie i bez niepotrzebnych nerwów.
Ginny nie sądziła, że warzenie mikstur zajmie jej więcej
czasu niż pozostałe zajęcia razem wzięte. Żałowała, że to z Gryfonami nie może
cieszyć się powierzonym przez Snape’a zadaniem – to byłoby dopiero ekscytujące
i wyjątkowe.
Pod koniec zajęć, gdy cała czwórka usiadła przy stole, aby
wysłuchać podsumowania ćwiczeń, profesor Savage powiedział – jak to później opisała Ginny –
najbardziej absurdalną rzecz na świecie.
- Doskonale. Dzisiaj było doskonale. Dlatego pora, abyśmy
przeszli na kolejny etap. Podeszli do tego psychologicznie.
Malfoy zmarszczył brwi w typowy dla siebie sposób i prychnął
cicho. Nauczyciel, nie przejmując się tym, machnął krótko różdżką, a przed
każdym z uczniów pojawił się niewielki notes – ze wściekle czerwoną okładką i
wygrawerowanym imieniem.
- Musicie zrozumieć jak ważna jest silna psychika podczas
walki. Od dzisiaj nosicie ten dziennik zawsze przy sobie, od dzisiaj jest on
waszą drugą ręką. Macie w nim zapisywać swoje odczucia i reakcje, wszystko, co
tylko przyjdzie wam do głowy.
Ginny skrzywiła się, gdy Draco posłał jej złośliwe
spojrzenie.
- Będzie to dla was taka sesja psychologiczna na odległość –
na razie. Raz w tygodniu zapiski zostaną wysłane do odpowiedzialnej za ich
analizę czarownicy. Każde z was za każdym razem otrzyma odpowiedź ze
spostrzeżeniami, sugestiami czy drobnymi zadaniami. – Profesor wziął długi
oddech. - Abyście nie czuli dyskomfortu – a wiem, że zwierzanie się ze
wszystkiego nie zawsze jest przyjemną rzeczą - dopilnowaliśmy, aby ani jedno z
was w żaden sposób nie było spokrewnione ani zapoznane z tą osobą. Dlatego
zapewniam, że o tym, co piszecie, nie dowie się nikt poza wami i waszym analizatorem.
My – jako nauczyciele - nie będziemy mieli wglądu do waszych zapisków.
Profesor umilkł na chwilę, ale widząc sceptyczne miny swoich
uczniów, westchnął ciężko:
- Prywatnie powiem, że nie musicie pisać tego, czego pisać
nie chcecie. Nikt was do tego nie zmusi. Po prostu oddajcie cokolwiek i – słowo
daję – potem już pójdzie z górki. Sam przez to przechodziłem. Oczekuję, że za
siedem dni włożycie coś do tej
szuflady… - Jedną ręką wskazał szafkę po prawej stronie. – Po tym, gdy tylko to
zrobicie, dziennik zniknie, przesłany w odpowiednie miejsce, a w ciągu
piętnastu minut będziecie mieli go z powrotem, aby móc kontynuować zadanie. Jakieś pytania?
Było ich kilka, ale biorąc pod uwagę fakt, że właściwie na
żadne nie dostali odpowiedzi („Nie
dowiecie się, kto będzie to analizował. Na razie nie.”, „No cóż, potrwa to tak
długo, jak będzie trzeba.”), był to raczej bezowocnie spędzony czas.
- Koniec zajęć, możecie iść.
Uczniowie zaczęli podnosić się powoli z miejsc, a Harry spojrzał
na Ginny zaniepokojony, przez co ona sama też poczuła się niespokojona. Szybko
schowała dziennik do torby, zamierzając go spalić przy najbliższej okazji.
Wieczorem po kolacji, w drodze do laboratorium, Ginny
zbliżała się z mocnym postanowieniem trzymania nerwów na wodzy. Założyła, że
dzisiaj będzie oazą spokoju, bezkonfliktową personą oraz zachowa ład duchowy i
w żaden sposób nie pozwoli się sprowokować.
- Nie skradaj się tak, Weasley, nie ma potrzeby – mruknął
nagle głos nad jej uchem, przez co podskoczyła do góry przestraszona.
- Na Merlina, Malfoy… - sapnęła, próbując wyrównać swój
oddech. – Nigdzie się nie skradam. Po prostu idę i tyle – dodała po chwili już
pewniejszym głosem.
- To może po prostu wejdziemy do laboratorium, zamiast tkwić
tak przed nim? – zapytał Draco zaczepnie, ale w tym samym czasie otworzył drzwi
i zaczekał aż Ginny wejdzie pierwsza, więc ta wyjątkowo nie zdobyła się na
żadną złośliwą odpowiedź.
- Wydźwięk twojego listu był co prawda wysoce niestosowny,
ale powiedzmy, że niech ci będzie – zaczął znów po chwili, widząc, że
dziewczyna wcale nie zamierza pierwsza zmusić się do przyzwoitej rozmowy.
Weasley wyszczerzyła na niego oczy:
- Naprawdę? Nigdy nie wątpiłam w moc delikatnych gróźb
zakamuflowanych darem przekonywania, ale żebyś i ty poległ? To ciekawe.
- Nie pochlebiaj sobie – parsknął Ślizgon w odpowiedzi. - Po
prostu byłem w Skrzydle Szpitalnym. Biedny Blaise tak się zdenerwował, że nawet
na mnie nakrzyczał, a nie chcę, żeby ta wariatka przetrzymała go przez następny
tydzień.
Ginny szybko zamarkowała uśmiech ręką, a zaraz uspokoiła się
zaskoczona, widząc, że Draco przybrał coś na kształt uśmiechu – któremu co prawda
wciąż bliżej było do grymasu niż prawdziwego zadowolenia, ale wystarczyło, aby
zmotywować Gryfonkę do wtajemniczenia chłopaka w plan pracy.
Po dwóch godzinach, dziewczyna z ręką na sercu mogła
stwierdzić, że Malfoy prawdopodobnie się czymś zatruł.
Może umiera i to jego
ostatnia szansa na odkupienie swoich grzechów?, pomyślała, gdy po raz kolejny Ślizgon zaczął jej coś opowiadać.
Doszła do wniosku, że co prawda bycie przyzwoitym idzie mu
dosyć kulawo, ale postęp i tak jest olbrzymi, więc może ci na górze docenią
starania.
Miała większy problem – naprawdę potrzebowała się skupić i
miała wrażenie, że z Blaisem idealnie dopracowali zasady współpracy.
Rozmawiali, owszem, ale w granicach rozsądku, a nie bezustannie.
- Ileż można mówić? – zapytała w końcu zniecierpliwiona, gdy
chłopak znów wtrącił coś o jej włosach, próbując je obrazić.
Nie wprost, ale ewidentnie miał taki zamiar.
- Napawaj się Weasley, nie codziennie twoje uszy doznają
takiej rozkoszy – odpowiedział natychmiast, z wkradającą się w jego ton
złośliwością.
- Jak słowo daję, nienawidzę cię – mruknęła Ginny, wykonując
łagodne ruchy różdżką nad kociołkiem.
- Nienawiść to brzydka cecha. – Malfoy zmarszczył brwi,
próbując patrzeć na dziewczynę z naganą.
- Nawiasem mówiąc, wyraziłam się raczej eufemistycznie –
dodała, wzruszając ramionami.
- Jesteś paskudna, a to raczej
domena Ślizgonów.
- Merlinie – jęknęła dziewczyna,
opadając na fotel. – Jesteś okropny. I chodzi mi o to, że naprawdę, naprawdę
okropny. I męczący. Mówisz dużo niepotrzebnych rzeczy, a tak się nieszczęśliwie
składa, że aktualnie ja muszę ich wysłuchiwać.
- Też mi coś – warknął niemalże
Draco, ale w końcu przestał mówić.
I tej ciszy Ginny tak bardzo potrzebowała.
- Staram się współpracować – czyż
nie tego chciałaś? – Malfoy nie wytrzymał po kolejnej godzinie milczenia.
Weasley wzruszyła ramionami, a
jej twarz wyrażała skupienie.
- Ja tylko czuję się
zaniepokojona i przyznaj, że mam do tego prawo. Tylko czekam aż znienacka
rzucisz we mnie jakąś klątwę, bo to wszystko ma pewnie na celu jedynie uśpić
moją czujność.
- Aha… - mruknął Ślizgon i
przekrzywił głowę. – Jesteś szalona, prawda?
Ginny odchyliła głowę do tyłu,
wydając z siebie westchnienie:
- Zapewne tak – powiedziała
ostrożnie. – Ale nie bardziej niż ty dzisiaj.
- Czyli, krótko mówiąc, zmierzasz
do tego, że mam się zachowywać jak zawsze? Chcesz, żebym był niemiły? –
podsumował Malfoy ze znużeniem.
- Cóż… - Ginny sama nie wiedziała,
jaka odpowiedź byłaby tą szczerą. – Do tego mnie przyzwyczaiłeś. To chyba
najbezpieczniejsze.
- I mimo że to, co powiedziałam, zupełnie
nie miało sensu, Malfoy chyba się z
tym zgodził, bo jedynie w zamyśleniu pokiwał głową. – Rozemocjonowana Ginny
właśnie zakończyła relację Colinowi, a ten – swoim zwyczajem – roześmiał się
serdecznie.
Dziewczyna zrobiła obrażoną minę,
na co chłopak natychmiast się zreflektował.
Miała wrażenie, że kompletnie
nikt jej nie rozumie…
Szanowny
Panie/Szanowna Pani, Który/Która-Zamierza-Odczytać-Ten-List,
Z niewiadomych dla
mnie przyczyn nikt nie chciał zdradzić, kto planuje „analizować” te wypisywane
przez nas brednie (mimo iż osobiście uważam, że jest to bardzo istotna
kwestia). Ale ostrzegam z góry, że, patrząc na grono moich współtowarzyszy, nie
znajdzie się w tych zapisach nic zanadto ambitnego. Po prostu pewnie okaże się,
że wszyscy jesteśmy szaleni. A niewątpliwie jesteśmy.
Z związku z pewnym
odczuwanym przeze mnie dyskomfortem pragnę – z najwyższym szacunkiem –
poinformować, że żadnego dziennika nie zamierzam pisać (niewielki wypadek i tak
mi to zresztą uniemożliwia: notes niestety spłonął i nie było dla niego
ratunku).
Można by – błędnie
zresztą - wywnioskować z tego, że jestem niepoprawną, rozkapryszoną Gryfonką,
ale proszę mi wierzyć na słowo: mam swoje niesamowicie istotne powody.
Z pozdrowieniami,
Całkiem poprawna, acz
trochę zaniepokojona,
Ginewra Molly Weasley.