Obserwatorzy

Cytat

Nie mówię w tym samym języku, co ty.
Są pewne słowa, na które, wiem, nigdy się nie zdobędę.
I kiedy widzę, jak odpowiadasz mi uśmiechem,
W jakiś sposób,
Wiem dokładnie co masz na myśli.

Draco Malfoy/Ginny Weasley

sobota, 11 lutego 2017

Rozdział VI

Gdy kilka tygodni później Ginny, Draco i Blaise skończyli ważenie eliksiru, Severus Snape nie mógł się nadziwić temu, że całą trójką wydawali się pracować zgodnie i efektownie. Miksturze nie mógł nic zarzucić, ale od tej pory postanowił mieć oko na swoich podopiecznych, żyjąc z nadzieją, że nie wpadną na żadne głupie pomysły. On lepiej niż ktokolwiek znał skutki niedozwolonego zauroczenia i nie mógł dopuścić, aby spotkało to któregokolwiek z jego Ślizgonów. Prócz rozczarowania ich rodzin rodziłoby to o wiele bardziej poważne konsekwencje, z którymi ci nie daliby rady się zmierzyć.
A być może… tylko być może, te rude Gryfonki miały w sobie coś urzekającego, mimo że osobiście twierdził, że najmłodsza Wesleyówna niczym nie różni się od swojej głupawej rodziny. I Severus wiedział, że nie pozwoli na jakąkolwiek sympatię, która miałaby się zrodzić między jego domem oraz Gryfonami.
Był wściekły, że nieudolny plan Dumbledore’a nakłada na niego nowe obowiązki i nie podobał mu się brak zaufania, którym uraczył go dyrektor, nie wyjaśniając punktu docelowego bieżących wydarzeń… Chodził po szkole bardziej zirytowany niż zazwyczaj, a uczniowie, widząc co się dzieje, schodzili mu z drogi, gdy mijał ich na korytarzu.

Draco w tym czasie zawzięcie starał się nie przyznać przed samym sobą, że wzrokiem napotyka wciąż ognistorudą głowę mieszkanki Gryffindoru. Miał wrażenie, że celowo pcha się w pole jego widzenia, nie wiadomo po co i w jakim celu, chociaż tych włosów po prostu nie dało się nie zauważyć. Były potworne i rzucały się w oczy. Z irytacją przyjął do wiadomości fakt, że wielki Harry Potter w końcu postanowił zwrócić swoją uwagę na Ginny Weasley. Teraz, kiedy ona już o nią nie zabiegała i przestała wgapiać się tę żałosną imitację blizny z niemal nabożną czcią.
Każdy w szkole pamiętał zauroczenie najmłodszej Weasleyówny tym nieznośnym kretynem. Zazwyczaj budziło ono w ludziach współczucie i politowanie, ale wszystko zmieniło się w zeszłym roku, gdy ta mała wielbicielka szlam postanowiła się wreszcie zacząć zachowywać jak człowiek. Znalazła własnych przyjaciół, przestając szwendać się za Złotą Trójką i wydobyła na światło dzienne odwagę pozwalającą rozmawiać swobodnie, także z Harrym.
Malfoy nawet nie wiedział, czemu akurat teraz zwróciło to jego uwagę i dlaczego nagle jej dźwięczny śmiech wydał się dochodzić do niego niezależnie od tego czy był w Wielkiej Sali, na korytarzu czy w jakimkolwiek innym miejscu. Zapewne po prostu nie chciał, aby coś rozpraszało ją przy pracy; nie lubił narażać się Mistrzowi Eliksirów, więc jego grupa musiała pracować skutecznie i perfekcyjnie.
Dźwięczny, pomyślał kwaśno, wściekły na samego siebie, gdy zdał sobie sprawę jakiego określenia użył. Denerwująco mocno uderzył go fakt, iż Potter właśnie szeptał dziewczynie na ucho coś wyraźnie zabawnego, a ta w odpowiedzi wyglądała na niezwykle zadowoloną. De facto, nie obchodziło go to w ogóle; po prostu było obrzydliwe i nieznośne.
W konsekwencji, rozdrażniony do granic możliwości, nawrzeszczał na Crabbe’a i Goyle’a, a to od razu poprawiło jego samopoczucie, mimo że coś niemiłego ścisnęło mu żołądek. Wolał nie myśleć, co to było. Chciał tylko, aby zniknęło i nie pojawiło się już nigdy więcej.

Myśli Ginny biły się same ze sobą, ponieważ miała natrętne wrażenie, że uczucia skierowane do Harry’ego znów wypływają na powierzchnię jej umysłu, a poświęciła zbyt dużo czasu, aby je stłumić wewnątrz i nie pozwolić się wychylać. Zbytnia powściągliwość nie pozwoliła jej myśleć, że chłopak naprawdę mógłby być… zainteresowany, ale dawne przyzwyczajenie kazało czerpać wyjątkową przyjemność z tych chwil, kiedy poświęcał jej uwagę.
Miała wrażenie, że świat ostatnio stanął na głowie i przestała odnajdywać w nim spokój. Wśród eliksirów na dodatkowych zajęciach, udanych treningów Quidditcha, a nawet tego, że sprzeczki z Malfoyem stały się dla niej rutyną dnia, przestała nadążać za tym, co czuje i poświęciła wiele niespokojnych godzin nad rozmyślaniem o własnej niestabilności emocjonalnej.
W rezultacie postanowiła, że niepotrzebnie się zadręcza – w końcu, tak naprawdę, nie działo się nic, co stanowiłoby prawdziwy problem. Po prostu za bardzo zaczęła wszystko analizować. Bezsensownie i bezcelowo.
Już raz przeżywała podobny natłok myśli, ale potrafiła rozpoznać tę subtelną różnicę między opętaniem a zwykłym zagubieniem. Mimo że wyprowadzały ją z równowagi tak trywialne szczegóły jak ten, że nawet Nott zaczął się z nią witać na korytarzu.

Zaczął się on witać zresztą z każdym Gryfonem, z którym uczęszczał na uroki i zaklęcia, nawet jeśli powodowało to żarty ze strony towarzyszących mu Ślizgonów.
Z jakiegoś powodu ich obecność na zajęciach w ogóle mu nie przeszkadzała, a nawet zdawał się doceniać fakt, że uczniowie spod znaku Lwa nawzajem wspierają się w nauce, co skutkowało szybkim wzrostem poziomu wiedzy.
Oni też go nie wykluczali w ćwiczeniach i poważnie podchodzili do urządzanych pojedynków.
Teodor nie miał z tym jednak żadnych problemów – pewne rzeczy po prostu akceptował, bez zbędnych rozmyślań i ekscytacji.

Dni mijały leniwie, nie spiesząc się nigdzie, w otoczeniu uczniowskiego gwaru, który rok w rok, aż do czerwca, wypełniał korytarze. Listopad przyniósł ze sobą zaskakująco duże chłody, które prowokowały uczniów do chowania się przed gryzącym wiatrem, mimo że widoki na zimę były jeszcze dalekie. Dni zaczęły robić się coraz krótsze i każdy, kto miał okazję, próbował złapać kilka promieni słońca, gdy tylko sytuacja temu sprzyjała.
Ginny od kilku dni robiła się coraz bardziej markotna wiedząc, że nie ma chwili dla siebie, przez co zmuszona była porzucić wiele czynności, które sprawiały jej przyjemność. Strapiona i zirytowana szła w stronę lochów, do Laboratorium, gdzie wezwał ją Snape, zaledwie pięć minut przed treningiem Quidditcha, jak gdyby specjalnie wybrał aż tak nieodpowiednią porę.
Mimo wielkiej niechęci, wykrzesała z siebie odrobinę instynktu samozachowawczego, który zabronił jej narażania się Mistrzowi Eliksirów i z cierpiętniczą miną skierowała się ku piwnicom zamku.
Z westchnieniem zauważyła, że w środku znajdują się już Malfoy oraz Zabini, ale nie miała nawet siły, aby rzucić jakiekolwiek słowa powitania. Powoli opadła na fotel, a wyglądała przy tym na tak zdołowaną, że nawet Draco powstrzymał się przed skomentowaniem jej stroju do gry, chociaż wszystko w jego głowie aż zahuczało na widok poszarpanych krawędzi szat i zniszczeń widocznych na materiale.
- Wyglądasz jak chodzące nieszczęście… - zaczął ostrożnie Blaise, ale widząc ponure spojrzenie dziewczyny, zamilkł szybko, strapiony. Nie lubił denerwować Ginewry, wiedząc, że niełatwo ją później udobruchać. A to na nim niestety spoczywał obowiązek pilnowania porządku i dobrych relacji w ich grupie. Taka niepisana zasada, o którą się nie prosił, a która, bądź co bądź, była bardzo wymagająca. Pozostała dwójka, zbyt zawzięta, aby zachowywać się przyzwoicie, nie była skłonna ku poprawie paranteli.

Severus Snape poświęcił, we własnym pojęciu, aż dwie cenne minuty, aby wyłożyć uczniom nowe zadanie. Uważał, że nie mają szans na jego wykonanie i z góry byli skazani na porażkę, ale motywowała go ciekawość rezultatu ich działań i zdolności logicznego myślenia. Bo, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał, poprawa wyników całej trójki była całkiem… zadowalająca.

Ginny zamknęła usta, gdy zorientowała się, że są otwarte, na wieść o tym, co mają zrealizować. Spojrzała na Ślizgonów, aby przekonać się, że są tak samo zszokowani jak ona. Przez chwilę całą trójką stali w nieznośnym milczeniu, aż do chwili, gdy Zabini zauważył, że teraz dopiero mają kłopoty. Malfoy zaczął wyrzucać z siebie przekleństwa, co trochę otrzeźwiło dziewczynę.
Postanowiła nie tracić wartościowego czasu treningu i wybiegła natychmiast, rzucając na odchodne, że spotkają się później.
- To awykonalne - warknął Draco, opierając się o najbliższy blat.
- To że zamierza się z nami spotkać czy ten eliksir? - Blaise zmarszczył brwi, lustrując wzrokiem przyjaciela.
- No cóż, mam nadzieję, że spotkanie dojdzie do skutku. Byle nie publicznie, byle jakoś sprawnie. Ale to zadanie? Jest absurdalne.
Zabini jedynie wzruszył ramionami, dochodząc do wniosku, że zapowiadają się naprawdę ciekawe tygodnie – wypełnione co prawda złością Malfoya, ale mimo wszystko zajmujące.

Przez następnych kilkanaście dni spotkali się aż cztery razy, próbując znaleźć chociaż pierwszy krok, który mogliby wykonać. Poświęcili mnóstwo czasu, przeglądając księgozbiór biblioteki i dyskutując na temat zadania. Eliksir według instrukcji wykonać było łatwo, ale nie potrafili zmierzyć się z tym, że owej instrukcji… nie było.
W czwartek Malfoy nie wytrzymał sytuacji i warcząc na każdego, kogo spotkał, skierował się ku błoniom, ignorując umówione na ten dzień spotkanie, zakładając, że nie wniesie ono nic nowego do sprawy. Znowu.

Po tym wszystkim Colinowi z trudem udało się zaciągnąć Ginny do pracowni eliksirów następnego dnia. Lekcje tam były dla niej nadzwyczaj okropne. Snape był wyjątkowo nieprzyjemny i z uporem krytykował każdy jej najmniejszy krok. Sama nie wiedziała, co o tym sądzić, mając wrażenie, iż im lepiej jej idzie, tym większe wzburzenie nauczyciela. Zastanawiała się nawet czy nie powinna celowo zmarnować swojej mikstury, ale doszła do wniosku, że ostatecznie byłby to dosyć ryzykowny krok.
Jak zwykle została po zajęciach, zmuszona wytłumaczyć się z postępu ich pracy. Ginny nie miała za wiele na ten temat do powiedzenia – wszak nawet jej nie zaczęli. Severus wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu satysfakcji, a jego słowa, wypowiedziane po raz kolejny, zniechęcały:
- Tego się mogłem spodziewać.
Ginny zacisnęła pięści tak, że paznokcie boleśnie wbiły się jej w dłonie. Z całych sił musiała się przymusić, aby nie rzucić żadnej złośliwej uwagi. Nie była taka głupia.
Ale postanowiła, że najwyższa pora, aby zrobić cokolwiek, choćby to miał być najmniejszy krok na ich drodze do celu.

- Gdzie idziesz? – spytał dociekliwie Ron, gdy wieczorem Ginny tylko podniosła się z fotela, na którym od kilku godzin odrabiała Zielarstwo.
Dziewczyna westchnęła z rezygnacją, zastanawiając się nad uporem swojego brata. W tym roku, jak nigdy, obrał sobie za cel pilnowanie jej.
Ron zmarszczył brwi na tę typową reakcję. Denerwowało go, że Ginny, mimo iż prawie dorosła, spotyka się z zainteresowaniem ludzi ze szkoły. Ludzi jego płci. Uważał, że musi się troszczyć o swoją siostrę niezależnie od tego czy jej się to podoba, czy nie. Teraz bardziej niż wcześniej była narażona na głupie decyzje, których może kiedyś żałować.
Nie zauważał przy tym, że był jedynie rok starszy: widział tylko własną dojrzałość. Sądził, że Ginny wciąż jest tą małą dziewczynką, którą pamiętał sprzed lat – przecież to on, Ron, tyle już doświadczył i wiedział, co to życie. A przede wszystkim był tu jedynym z braci Weasley i poczuwał się do odpowiedzialności.
Nowy Percy, przemknęło mu przez myśl, pamiętając, jak nazwali go dla żartów bliźniacy. Wyprostował plecy, machinalnie sięgając ręką do odznaki.
- Idę pracować nad projektem z eliksirów - mruknęła po chwili Ginny niezadowolona, ale uwięziona pod oczekującym spojrzeniem swojego brata.
- Znowu? Dlaczego po prostu nie skończycie tego projektu?
- Będę grzeczna – zadeklarowała przez zaciśnięte usta, ignorując zadane pytania, a mając przy okazji ochotę rzucić w Rona jakimś wyjątkowo paskudnym zaklęciem. Hermiona rzuciła jej współczujące spojrzenie, próbując sprowadzić myśli chłopaka na inny tor.
Ginny szybko wymknęła się z Pokoju Wspólnego.

Wchodząc do laboratorium, nie spodziewała się, że Malfoy znów nie zaszczyci ich swoją obecnością. Zmrużyła niebezpiecznie oczy, ale Zabini podniósł ręce w obronnym geście:
- Nie mam nad nim kontroli, nie zmuszę go, aby tu był.
- To prawda – przytaknęła dziewczyna i rozluźniła napięte mięśnie, nie chcąc wyżywać się na bogu ducha winnym Ślizgonie. – Więc co robimy? Snape mnie męczy po każdej lekcji, już brak mi wymówek.
- Naprawdę? – parsknął Blaise. – My mamy całkowity spokój, nawet nie poruszył z nami tego tematu.
Ginny uniosła jedną brew, chcąc rzucić kąśliwą uwagę, ale po chwili zastanowienia wzruszyła jedynie ramionami.

Draco włóczył się bez celu po zamku z Crabbe’em i Goyle’em u boku. Jak zwykle czekali na jego słowo, aby wykonać jakieś polecenie. Było to męczące i nużące i po raz kolejny Malfoy docenił w duchu towarzystwo Zabiniego, z którym można było przynajmniej porozmawiać na jakimś poziomie.
Gregory w tym samym czasie zastanawiał się, dlaczego Malfoy właściwie nie poszedł na zajęcia wraz z Blaisem, ale nie śmiał o to zapytać. Nigdy nie zadawał pytań, wiedział, że może się to źle skończyć.

- …i pewnie, dlatego robiłem tę listę składników, ergo musimy mieć jakiś cel – obwieścił Zabini z dumą wypisaną na twarzy.
- Musimy mieć jakiś cel – przyklasnęła mu Ginny z widocznym sceptyzmem. – To chyba tutaj pojawia się problem, nie sądzisz? Skąd mamy wziąć ten cel?
- Pomyślmy przez chwilę. Na co nie ma eliks-
- Chyba sobie żartujesz! Wałkujemy to od dwóch tygodni...
- Nie przerywaj mi, to niegrzeczne. Na coś musi go nie być, po prostu musi.
Obydwoje wytężyli umysły, po raz kolejny przerabiając to samo. Obydwoje liczyli na swego rodzaju objawienie, które samo wepchnie im do głowy jakiś błyskotliwy pomysł.
- Przeróbmy to jeszcze raz. Choroba, nastrój, rana, siła, mądrość, miłość…
- Przestań – warknęła Ginny. – Boli mnie od tego głowa.
- Mnie też – przyznał niechętnie po chwili chłopak. – Może odrobina świeżego powietrza?
- Chyba nam to nie zaszkodzi – westchnęła z rezygnacją Weasley i zebrała się do wyjścia, przewracając oczami na widok ulgi malującej się na twarzy Zabiniego.
Spacer był wyjątkowo dobrym pomysłem. Ramię w ramię Gryfonka i Ślizgon bawili się nadzwyczaj dobrze, dzięki czemu wyrzucili z głowy zmartwienie eliksirami. Blaise tylko raz poczuł skurcz strachu, gdy w oddali zobaczył Draco w towarzystwie Crabbe’a i Goyle’a. Szybko odciągnął Ginny w drugą stronę, przewidując jak ten widok by na nią podziałał.
Leniwie rozsiedli się na błoniach i to po prostu było to, czego Weasley tak bardzo potrzebowała. Oboje zaczęli dyskutować na temat quidditcha, sprzeczając się o ulubione drużyny oraz dobre zagrywki… I dopiero wtedy, gdy byli w pełni rozluźnieni – a można się było tego spodziewać – genialna myśl przyszła sama.

Euforia, jaka ją roznosiła tej nocy, była niewyobrażalna. Nie pozwalała jej zasnąć, mimo że zajęta spisywaniem planu i opracowywaniem składników. Do wieży wróciła mocno po granicznej godzinie. A przecież wykonali zaledwie jeden krok, zaledwie niewielką cząstkę powierzonego im zadania.
Ale w końcu coś zrobili, w końcu mogli posunąć się naprzód.
Ginny uważała, że ich pomysł był wręcz wybitny i nie mogła uwierzyć, że podpowiedź mieli tuż pod nosem. Nawet jeśli nic nie wskazywało na to, że uda im się poprowadzić projekt do końca – to nie miało znaczenia; zapowiadało się coś naprawdę dużego i dziewczyna poczuła absolutny przypływ zaangażowania.
Nie przewidziała jedynie, że już następnego dnia pogrąży się w prawie-rozpaczy, klnąc na złośliwość losu i całkowity brak szczęścia.

Gdy z rana tylko usiadła przy stole, chcąc pożywić się porządnym śniadaniem, poczuła na sobie świdrujący wzrok. Przeczucie jej nie zawiodło, bo gdy tylko skierowała głowę w stronę Ślizgonów, zobaczyła kamienną twarz Malfoy’a przypatrującą się jej z napięciem.
Szybko odwróciła spojrzenie i instynktownie uniosła brodę wyżej, całkowicie ignorując chłopaka.

Głupia, pomyślał szybko Draco, czując przypływ satysfakcji na myśl, że zaraz Ginny nie będzie już taka zarozumiała. Bezwiednie spojrzał w górę, śledząc lot swojej sowy, która płynnie, już wyuczenie, wylądowała przed dziewczyną.

Weasley widząc na kopercie pismo Ślizgona, zmrużyła oczy i natychmiast upchnęła list do torby, jak gdyby samo trzymanie go w rękach to już było dla niej za wiele.

Draco prychnął, nie przejmując się faktem, że zrobił to za głośno, dzięki czemu Pansy od razu zalała go potokiem pytań, martwiąc się jego samopoczuciem.

Ginny aż do popołudnia zerkała co jakiś czas do swoich rzeczy, aby upewnić się, że zmięta korespondencja nadal tam jest. Niesamowicie korciło ją, aby sprawdzić, co też Malfoy mógł od niej chcieć i kilka razy złapała się na tym, że mimowolnie przeciąga palcami po papeterii.
Wzdrygnęła się szybko, gdy zrobiła to po raz kolejny, zmierzając ku laboratorium. Prawie krzyknęła, gdy po wejściu do niego stanęła twarzą twarz ze Ślizgonem. Przyłożyła rękę do piersi i oparła się o ścianę, ledwo znosząc ironiczną minę chłopaka.
- Więc na czym stoimy w projekcie? – zapytał ten, bez skrupułów, beznamiętnym tonem. Nie doczekał się odpowiedzi. Został za to poczęstowany paskudnym spojrzeniem.
- Nie bądź taka zaskoczona. Gdybyś raczyła zajrzeć do tego co ci napisałem, wiedziałabyś, że nie doczekasz się dzisiaj swojego ulubionego partnera – warknął po chwili, z niewiadomych powodów zaciskając ręce w pięści. Miała ochotę potrząsnąć dziewczyną; na widok Blaise’a nigdy nie reagowała taką pogardą.
Ginny szybko sięgnęła po kopertę.

Weasley,
Zabini trafił do szpitala. Poturbował się na treningu – to nic poważnego, wyjdzie do końca tygodnia.
W laboratorium o osiemnastej.
D.

- O. – Usta dziewczyny wyrażały bezgraniczne zaskoczenia.
No jasne, było za dobrze, pomyślała i skrzywiła się nieznacznie. Nie zamierzała w nic wtajemniczać tego idioty. Kretyna. Pretensjonalnego, obślizgłego, zielonego… Ślizgona. A on wciąż się uśmiechał – niesympatycznie, prowokująco.

Ginny czuła mrożącą bezsilność, wiedząc, że nie jest możliwym, aby Malfoy poniósł konsekwencję swojego wyrachowania. Nie miała zamiaru skarżyć się na niego u Snape'a, chociaż przez chwilę przemknęło jej to przez myśl. Ale to skończyłoby się to absolutną porażką. Wiedziała po prostu, że to wszystko jest bardzo, ale to bardzo nie w porządku i wiedziała, że chłopak wcale się tym nie przejmuje.
- Ignorowanie mnie nie rozwiąże problemu - warknął Draco, po nieudolnych próbach uzyskania jakiejkolwiek odpowiedzi. Nie zamierzał się płaszczyć przed tą dziewczyną i jeśli nie będzie chciała współpracować, to trudno, ona sama poniesie największe konsekwencje porażki.
Ginewra po chwili, wciąż traktując go jak powietrze, zabrała się do pracy, przy okazji emanując takim zapałem, że wyładowała złość na ciętych przez siebie korzonkach. Większość z nich wylądowała z cichym plaskiem na podłodze, ale dziewczyna zdawała się w ogóle tego nie zauważać, próbując opanować trzęsące się z emocji ręce. W końcu poderwała głowę do góry, szybkim zaklęciem zebrała osobiste rzeczy i wypadła z laboratorium, nie kłopocząc się z zamykaniem drzwi, ani pożegnaniem.
Draco zmarszczył brwi, ewidentnie rozbawiony, ale nie zamierzał przejmować się jej brakiem umiejętności panowania nad sobą. Rozsiadł się w fotelu, doceniając, że ten się w sali pojawił i przestudiował notatki Ginny, wykonane dziecięcymi bazgrołami, aczkolwiek porządne i dokładne. Oraz te Blaise'a - operujące wokół skrótów myślowych i szybkich dopisków na marginesie.
Był pod wrażeniem, że jego grupa zaszła tak daleko, a prace nad eliksirem wydawały się... trwające. Zaskoczyła go pełna dokumentacja oraz dokładny opis działania mikstury. Nie spodziewał się, że oni rzeczywiście coś tu osiągnęli i przez chwilę żałował, że nie uczestniczył w tym etapie wraz z nimi. Szybko przegonił tę myśl, zastępując ją świadomością, że przynajmniej nie musiał się przemęczać.

Ginny chcąc jak najmocniej dokuczyć Malfoyowi, zwróciła się do jednej z najbardziej znienawidzonych przez niego osób. Był to krok pochopny, ryzykowny i  zuchwały.
Hermiona nie miała nic przeciwko, aby jej pomóc – wszak z młodszą siostrą Rona zawsze chętnie dzieliła się wiedzą. Słyszała coś o tym, że Blaise wylądował w szpitalu, a nie chciała zostawiać Weasleyówny samej sobie.
Nie wiedziała, że dziewczynie został jeszcze jeden, całkiem sprawny partner.

W laboratorium rozpętało się piekło.

- To mój projekt - warknął Malfoy, zbyt wściekły, aby w typowy dla siebie sposób, wykazać brak zaangażowania. Nikt bez jego zgody, a tym bardziej wiedzy, nie będzie pozbawiać go pracy.
- Czyżby? Nie zauważyłam do tej pory, abyś się poczuwał do wykazania jakiegokolwiek oddania sprawie, ale ja sobie bez ciebie poradzę Malfoy, także możesz iść - dobitnie odpowiedziała Ginny, czując jak wszystko, aż po same końcówki włosów, się w niej gotuje. Malfoy zauważył kolor na twarzy dziewczyny i poczuł delikatny przepływ ekscytacji, że to on wywołał u niej tak silne emocje. Zaraz jednak zmarszczył brwi, opamiętując się. Weasleyówna nic go nie obchodzi, a wręcz przeciwnie: jest bardziej irytująca niż większość znanych mu osób.
- Czy ty nie mogłabyś po prostu się zamknąć? – wysyczał przez zęby, wkładając w tę czynność cały swój jad i złośliwość.
- Uważaj na to co mówisz, Malfoy – krzyknęła Hermiona z miną tak święcie oburzoną, że chłopak miał pewność, iż była tylko o krok od przeklęcia go.
- Och, bo obchodzi mnie zdanie takiej brudnej szlamy jak ty... - rzucił szybko i już po chwili zrozumiał jak wielki w skutkach błąd popełnił, zapominając, że nie ma przy nim Crabbe’a i Goyle’a, a na dodatek ma do czynienia z dziewczynami.
Jeszcze nie widział Ginny tak wściekłej, aż do granic możliwości - zauważył różdżkę w jej ręce, a wyjęła ją chyba szybciej niż to w ogóle było możliwe. Jej twarz wyrażała taką pogardę, że Malfoy aż cofnął się o krok, ale także sięgnął za pazuchę szaty. Nie był głupi i niezależnie od sytuacji nie pozwoli się zaatakować, a przynajmniej nie bez rewanżu.
Hermiona, jako jedyna wykazując się rozsądkiem, stanęła między nimi, próbując osłonić dziewczynę, jak gdyby nie pomyślała, że sama w sobie stanowiła dla Draco lepszy cel  ataku. Nie chciał, aby Wesley oberwała zaklęciem i nie chciał nawet myśleć dlaczego.

Wiedział tylko, że musi im pokazać, kto tu jest lepszy. Kto ma klasę i styl i społecznie stoi zdecydowanie wyżej niż one. Nawet, jeżeli aktualnie nie miało to żadnego związku ze sprawą.

2 komentarze:

  1. Wiedziałam, że jak zabraknie Zabiniego wybuchnie wojna. Snape naprawde lubi dręczyć innych, co? Mam nadzieje, że Malfoy i Ginny nie pozabijają się do powrotu jedynej nici porozumienia ślizgońsko-gryfońskiego alias Blaisa.
    Pozdrawiam,
    Fumi

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj ten Snape co oni mu takiego zrobili. Biedni. Blaise wracaj szybciej jak nie to zostaniesz sam ze Snape. A pozostała dwójka skończy marnie. Tylko przez kilka dni go ma nie być a już zaczynają lecieć iskry
    Pozdrawiam
    Arisa aa

    Zapraszam na nowy rozdział.
    http://hogwart-you-can-find-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WS
x x x x x x x.