Obserwatorzy

Cytat

Nie mówię w tym samym języku, co ty.
Są pewne słowa, na które, wiem, nigdy się nie zdobędę.
I kiedy widzę, jak odpowiadasz mi uśmiechem,
W jakiś sposób,
Wiem dokładnie co masz na myśli.

Draco Malfoy/Ginny Weasley

piątek, 9 września 2016

Rozdział I

- Nie wiem Arturze, Ron to co innego. On zawsze się w coś wpakuję, musi wiedzieć jak się bronić. - Molly Weasley westchnęła ciężko, a na jej twarzy odbiły się zmartwienia ostatnich lat.
- Ginny nie zostanie w Hogwarcie na zawsze, Kochanie. Musimy jej pozwolić zadecydować samej, a Dumbledore wie co robi. Powinnaś cieszyć się, że bierze pod swoje skrzydła nasze dzieci. Wiesz, że nie każdy ma tyle szczęścia - zaoponował Artur, patrząc twardo na żonę. Nie często się jej sprzeciwiał, ale teraz zamierzał postawić na swoim.
Małżeństwo siedziało na przeciwko siebie, przy wielkim kuchennym stole, mieszczącym zazwyczaj ogromną ilość domowników. W chwili obecnej jednak trwał rok szkolny, więc dom wypełniała niemiła pustka.
Molly Weasley, przysadzista, sympatyczna kobieta swoje dzieci kochała ponad życie. Często krzyczała, groziła oraz obiecywała kary w męczarniach swoim potokom, ale to miejsce, Nora, bez nich nie było takie same. Od lat bała się nieustanie, zawsze z tego samego powodu. Bała się, że coś złego stanie się jej rodzinie.
Dlatego tak ciężko było jej powiedzieć „tak”.
Zwłaszcza teraz, gdy wojna zbliżała się wielkimi krokami. Można było odnieść wrażenie, że ona tylko czeka na minimalną szparę, chociażby, w oknie, aby pojawić się niepostrzeżenie za plecami i zaatakować...

- Nie wiem po co ten stary dureń znów nas wezwał - warknął Draco Malfoy, idąc w stronę gabinetu dyrektora. Spojrzał wyczekująco na jednego z towarzyszy, ale ten tylko wzruszył ramionami.
Blaise Zabini po prostu nie miał w zwyczaju przejmować się zbyt wieloma rzeczami. Chyba po matce odziedziczył bezproblemowe podejście do życia i wszechobecny optymizm. Draco często zastanawiał się, co on właściwie, do cholery, robił w ich domu. Powinien być... Puchonem, czy kimś równie głupim - myślał często.

Ponieważ on, tak jak większość jego domowników, tylko czekał na pretekst, aby się zezłościć, albo na kogoś nakrzyczeć. Chyba go to relaksowało, bo zawsze po takim incydencie czuł spokój na duszy.
- Tym razem to na pewno nie ja - westchnął Teodor Nott i spojrzał podejrzliwie na blondyna. - Musiałeś coś zrobić. Dokuczałeś kolegom? Obraziłeś McGonagall? Śpiewałeś pod prysznicem?
- Tak, na pewno to trzecie. - Chłopak uśmiechnął się ironicznie (ponieważ właściwie nie potrafił inaczej). - Od kiedy to zbrodnia, hm?
- Przyznaj, nigdy nie wsłuchałeś się w samego siebie? Przy najbliższej okazji zrób to, proszę. Wtedy zrozumiesz o czym mówię.
Draco pokręcił głową rozbawiony. Tak bardzo się od siebie różnili. Jakim cudem spędzali ze sobą tyle czasu? Jakim cudem, ta relacja między nimi to była... przyjaźń?
Każdy z nich był inny, to pewne.
Blaise, ten rozrywkowy chłopak, bez problemów na głowie. Jego matka, piękna kobieta, miała już sześciu czy siedmiu mężów. Draco pogubił się dawno w przysyłanych zaproszeniach na ślub, chociaż dzielnie uczestniczył w hucznych ceremoniach. Wiedział tylko, że każdy z ukochanych Pani Zabini znikał w tajemniczych okolicznościach, zostawiając jej, coraz to większą fortunę. Jej syn prawdopodobnie nie poradzi sobie gorzej w życiu. Już od lat uchodzi za najprzystojniejszego chłopaka w szkole, z czego nie omieszka korzystać. Ale o dziwo, nie po to by ranić te nędze dziewczyny. Każda od razu wiedziała, że ten układ zawiera w sobie tylko dobrą zabawę i kilka potajemnych schadzek. Po prostu, wbrew pozorom, Blaise był wesołym, szczerym i nie-zepsutym-do-szpiku-kości uczniem siódmej klasy.
Inaczej, niż Teodor Nott. Mimo, że często widywany z Draconem Malfoyem, nigdy nie dołączył do paczki jego wielbicieli. Był mrukliwy, chichy oraz nieprzyjazny. Chłopak po prostu lubił samotność, mrok i spokój. Nie potrzebował zwierzeń i zamieszania.
Mimo, że wysoki oraz cherlawy i tak sprawiał wrażenie człowieka, którego nie chciałoby się spotkać w ciemnym korytarzu szkoły.
Pieniądze i czysta krew. To nas łączy - pomyślał młody Malfoy i wywrócił oczami. - Urocze, doprawdy.
Wszyscy trzej na raz, wyłaniając się zza rogu, dostrzegli burzę rudych włosów, której to właścicielka opierając się swobodnie o ścianę, wykrzywiła usta na ich widok.
Ginny Weasley, niewysoka dziewczyna, znana z dobrej gry w Quidditcha, narwanego charakteru, wyjątkowej urody oraz dawnego wielkiego uczucia, którym darzyła Harry'ego Pottera, nie przejmowała się Ślizgonami, których większość uczniów wolało unikać.
Malfoy zmrużył oczy, szykując w głowie jakąś złośliwość o ubóstwienie niektórych. Nie wiedział, że natknie się akurat na nią, inaczej na pewno wcześniej by coś przygotował.
- Uważaj Draco, Upiorogacek to już chyba jej znak rozpoznawczy, a my nie mamy teraz czasu na takie sprzeczki - zaśmiał się Blaise, mrugając do Gryfonki.
Ta w odpowiedzi, uniosła jedynie prawą brew.
- Daj spokój, jedno zaklęcie nie robi z człowieka kogoś wielkiego - prychnął chłopak, nawet nie zaszczycając dziewczyny spojrzeniem. - Niepodarte szaty, nieużywane rzeczy, eee... buty. Jasne, to prędzej.
- Na litość Merlina, buty? - Znużenie dziewczyny było aż namacalne w jej głosie. - Dwa przymiotniki i brak ci pomysłu? Niedobrze, nie chwaliłabym się tym.
Na niej, w przeciwieństwie do Rona, Harry'ego i Hermiony, te wszystkie słowa nie robiły wrażenia.
Blaise znów się zaśmiał, tym razem jednak w duchu. Nie dała się nawet odrobinę sprowokować. Chłopak pokręcił głową, postanawiając się przyjrzeć się dziewczynie, póki miał okazję. Doceniał ładne buzie (oraz ciała) i lubił się delektować ich widokiem. Nieważne jak wielkim zdrajcą krwi był dany obiekt. Patrzenie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Ginny wzdrygnęła się z obrzydzenia czując na sobie jego wzrok. To rozbawiło go jeszcze bardziej.
Teodor nawet nie zadał sobie problemu, żeby zainteresować się tym o czym mówią jego towarzysze. Zagłębiony we własnych myślach po prostu stał i czekał na to co się wydarzy.
Draco już sięgał po różdżkę, która zawsze - gdy obelgi nie wystarczyły - była rozwiązaniem jego wszelkich problemów, aczkolwiek nie dane mu było ją wyciągnąć.

- Ginny, co ty tu robisz? - rozległ się zaskoczony głos jej brata, Ronalda Weasleya.
Oczywiście, nasza ulubiona trójka zawsze na czas. Malfoy skrzywił się, ale zaprzestał zaciskać rękę pod szatą. Nie był na tyle głupi, aby się z nimi mierzyć pod samym gabinetem dyrektora.
- Właśnie, Ginny, idź sobie, to miejsce spotkań dla dorosłych. - Nie potrafił sobie odmówić chociaż tej drobnej złośliwości, przedrzeźniając głos "tego ubogiego kretyna".
Gryfonka kompletnie go zignorowała.
- Chyba robię tu to samo co wy. - Wzruszyła ramionami. - Ale nie znam hasła, w wiadomości nie było podane.
- Czekajcie... - zapowietrzył się Zabini, czym zwrócił uwagę pozostałej szóstki. - Wszystkich nas tu wezwał Dumbledore?
Wyjątkowo zgodnie, mimo wzajemnej niechęci, każdy z obecnych pokiwał głową.
Zgadzanie się, nawet w tak błahej sprawie, cholernie mnie boli. Draco Malfoy natychmiast się zreflektował i przestał ruszać jakąkolwiek częścią swojego ciała.
- W co on pogrywa? - buntowniczo zakrzyknął Ron z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
Hermiona Granger chciała szybko się wtrącić, jak to miała w zwyczaju, aby uspokoić chłopaka, ale nie zdążyła wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku, gdy ktoś jej przerwał.
- Zapraszam do mnie, wszystkiego się dowiecie. - Łagodny głos dyrektora sprawił, że jego podopieczni rozstąpili się, tworząc mu przejście do gargulca broniącego przejścia. Albus mrugnął do rudego chłopaka, którego uszy natychmiast zapłonęły czerwienią podobną do koloru jego włosów.

Wszyscy posłusznie, choć część z nich niechętnie, usiedli na przygotowanych wystawnych krzesłach naprzeciwko biurka głowy Hogwartu, tworząc przerwę między "domami" za pomocą dwóch wolnych miejsc.
- W związku z zaistniałą sytuacją, pozwoliłem sobie napisać do waszych rodziców - powiedział Dumblodere, z rozbawieniem wpatrując się w przerażone spojrzenia swoich uczniów, którzy patrzyli na siebie nawzajem, próbując odgadnąć jakie przewinienie sprawiło, że aż sam dyrektor postanowił poinformować ich rodziny.
Jesteśmy tu dopiero miesiąc! Nie przypominam sobie, aby oni się już kłócili. A nawet jeśli, to co JA mam z tym wspólnego?! Mimo przejęcia, młoda Weasley nie martwiła się tak bardzo. Prócz, pamiętnego pierwszego roku, nie sprawiała w szkole problemów. Miała zaufanych przyjaciół, dobre stopnie, niezłe osiągnięcia w Quiditchu i była grzeczną uczennicą. Zresztą, zazwyczaj i tak wszystko uchodziło jej płazem. Była dziewczyną i była najmłodsza, a to starczało, aby traktować ją inaczej, niż jej braci.
Jej rozmyślania przerwało trzaśnięcie drzwiami i pojawienie się dwóch nowych postaci. Neville Longbottom i Colin Creevey stali zdyszani przy wejściu. Ten pierwszy próbował się nieudolnie się tłumaczyć napomykając coś i Filchu i jego kotce, nadal nie mogąc złapać oddechu, natomiast młodszy, jasnowłosy chłopak rozglądał się po pomieszczeniu zafascynowany. Pierwszy raz był w tym gabinecie.
- Nic się nie stało Panowie, spocznijcie proszę - dyrektor nie wydawał się być zły; dzisiaj wyjątkowo emanował z niego dobry humor.
Wszyscy spojrzeli wyczekująco wciąż nie wiedząc co się dzieję.
- Jesteście tutaj, ponieważ po długich rozważaniach; ustaleniach z opiekunami waszych domów oraz poinformowaniu rodzin, postanowiłem złożyć wam pewną propozycję. Jak zapewne wiecie... - Tutaj spojrzenie pobiegło do części Gryfonów. - Zakon Feniksa został reaktywowany.
Co on wyprawia? Czemu mówi to przy tych idiotach? Natychmiast pomyślała Ginny, spoglądając na Ślizgonów, a Harry niemalże poderwał się z siedzenia. Dyrektor natychmiast kontynuował, nie dając podopiecznym szans na jakąkolwiek reakcję.
- Panie Creevey, wierzę, iż panna Weasley wytłumaczy panu o co chodzi. Natomiast panowie... - tutaj spojrzenie pobiegło do zszokowanych uczniów domu Slitherina. - Zapewne też słyszeli co nieco. Wszystko i tak zostanie wam wszystkim wyjaśnione w późniejszym czasie.
Cała dziewiątka siedziała jak spetryfikowana, bojąc się chociażby głośniej odetchnąć. Oczywiście, że Ślizgoni widzieli o co chodzi, przecież Śmierciożercy, także mieli swoich informatorów. Dyrektor ciągnął, jak gdyby w ogóle nie zauważył reakcji uczniów.
- Propozycja moja dotyczy dodatkowych zajęć, hm... pewne rodzaju lekcji. Przygotowania.
Ręka Hermiony jak na zawołanie wystrzeliła w powietrze. Siwowłosy mężczyzna skinął przyjaźnie głową.
- Przygotowania dyrektorze? Na to co sądzę? Na walkę z Vol... Voldemordem? - Ostatnie słowo zostało wypowiedziane niemalże szeptem, ale Ron wraz z Nevillem i tak się wzdrygnęli. Draco prychnął.
- Dlaczego uważa Pan, że interesuję nas coś takiego? - zapytał złośliwie, wskazując na swoich przyjaciół.
Nie do wiary, on jest po prostu głupi! Chce nauczać czegokolwiek przyszłych Śmierciożerców?
- Wierzę panie Malfoy, że wiele będziecie mogli wynieść z tych lekcji. Proszę mi zaufać. - Dyrektor ani na chwilę nie stracił swojego zapału i nadal miał na twarzy swój dobroduszny uśmiech.
Draco prychnął powtórnie, nie mając siły na jakikolwiek komentarz. Uważał, że ten starzec zgłupiał już do reszty.
- Dlaczego akurat my, panie profesorze? - zapytał zdumiony Colin.
Harry, Ron, Hermiona... Nawet Ginny! Ale ja?
- Potencjał, mój drogi Colinie - odrzekł profesor. - Widzę w was wielki potencjał.
Chłopak pobladł słysząc swoje imię, słysząc komplement, z ust samego Albusa Dumbledore’a, który nagle wesoło wykrzyknął:
- No kochani! - Wszyscy aż poderwali się na siedzeniach. - Do swoich domów, albo innych zajęć.
Teraz już żaden uczeń nie wiedział co się dzieję. Ten nagły zwrot akcji wprawił ich w osłupienie.
- Widzimy się za tydzień, w sali od Transmutacji, dokładnie o tej samej godzinie. Wtedy dacie mi odpowiedź.
Wesołe iskierki migały w jego oczach, gdy zaskoczeni uczniowie niepewnie opuszczali gabinet.

- Dumbledore, nic z tego nie rozumiem - warknął Severus Snape, najeżając się. Dyrektor westchnął smutno.
- Nie spodziewałem się, że będzie inaczej Severusie.
- Wsadzasz wroga w samo centrum Zakonu Feniksa! Jak ma nam to pomóc? Będą szpiegować, wiesz o tym przecież.
Albus spojrzał na niego znad swoich okularów-połówek.
- Myślałem, że lubisz Dracona oraz jego przyjaciół?
- Draco jest dobrym uczniem, ale jego ojciec to kanalia. A chłopak musi wykonywać jego rozkazy.
Na chwilę zapadła cisza. Dyrektor wyglądał, jakby chciał uważnie dobrać słowa, przed następną wypowiedzią.
- Wiesz Severusie... Mam nadzieję, że reszta towarzystwa będzie miała na niego, na całą trójkę twoich podopiecznych zbawienny wpływ.
Snape tylko parsknął niecierpliwie.
- Nie liczyłbym na to. Oni się nienawidzą. - Mężczyzna opadł bezradnie na fotel, nie rozumiejąc jak jego zwierzchnik może być tak naiwny.
Głupiec.
- Nienawiść... to mocne słowo.
- To idealne słowo.
- A nie uważasz, że uczniowie Gryffindoru oraz Slitherinu potrafią się porozumieć, jeżeli tylko wykażą odrobinę woli ku temu? Czy ty nie jest idealnym tego przykładem?
Czarnowłosym nauczycielem aż szarpnęło z oburzenia.
- Ty! Jak możesz? - szepnął z bólem w oczach.
- A panna Weasley?
- Co z nią? - Severus zmarszczył brwi na nagłą zmianę frontu.
- Uważam, że ona będzie potrafiła poskromić temperament obu stron. W porównaniu do innych uczniów, nie boi się twoich wychowanków. A charakter to ona ma, nie da się tego nie zauważyć.
- Nie wiem, nie wyróżnia się niczym... szczególnym - wysyczał przez zęby wściekły Severus.
- Czyż nie ona jest najlepsza w przedmiocie, którego nauczasz, mój drogi Severusie? - Dyrektor zaśmiał się cicho widząc oburzenie swojego oddanego pracownika.
Severus postanowił nie odpowiadać, nie mając ochoty bawić się w gierki dyrektora. Ten człowiek był dla niego zagadką, a on nie miał cierpliwości na jej rozwiązywanie.
- Przemyśl to proszę. Panna Weasley ma w sobie dużą moc i dużą wiedzę. I naprawdę wiele mogłaby osiągnąć z twoją minimalną pomocą. Po prostu spójrz na nią trochę przychylniej. A co do tej sprawy... zaufaj mi, wiem co robię. Nie pierwszy raz z resztą, powiem skromnie.
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko wypadł przez drzwi w sposób, dzięki któremu udało mu się uzyskać przydomek "Nietoperz", który idealnie go odzwierciedlał.

Draco,
wierzę, iż dostrzegasz szansę jaką stawia przed Tobą ta marna karykatura dyrektora. Słuchaj jak najwięcej, poznaj taktykę wroga i spraw, aby wyjawili Ci swoje plany.
Zaprzyjaźnij się.
Ojciec.

W szkole super tato, świetnie się bawię, dziękuję, że pytasz. Także kocham i pozdrawiam! Draco zgniótł skrawek pergaminu i ze złością wrzucił go do kominka. Niby to nic, ale płonący pergamin ze słowami Lucjusza Malfoya sprawiał mu satysfakcje. W gruncie rzeczy to jedyny bunt na jaki mógł sobie pozwolić w stosunku do ojca. Tak, więc starał się czerpać z niego przyjemność.
Odwrócił się i rozejrzał po Pokoju Wspólnym, szukając przyjaciół. Dostrzegł tylko Teodora, ale to mu wystarczyło.
- Zgodzę się - rzekł, stając nad chłopakiem i wpatrując się w jego twarz pozbawioną emocji.
- Widzę, że także miałeś przyjemność otrzymać korespondencję od rodziny - rzucił ten w odpowiedzi, nawet nie odrywając wzroku od wypracowania, które niemalże już kończył.
I z niczego nie muszę się tłumaczyć, doskonale.

- Oni się w życiu nie zgodzą! - wykrzyknął Ron, a reszta pokiwała gorliwie głowami. Od godziny siedzieli na wygodnych fotelach, oddaleni od reszty uczniów swojego domu, aby w spokoju przedyskutować sytuację. - Merlinie, mam przynajmniej taką nadzieję. Dodatkowo lekcje, z nimi? Nie, nie, nie.
W porównaniu do wrogich znajomych, oni zdążyli już wszystko omówić wzdłuż i wszerz. I wcale nie zapowiadało się na to, jakby mieliby przestać.
No i wypadałoby wyjaśnić Nevillowi oraz Colinowi o co właściwie chodzi i czym jest Zakon. Zajęło to więcej czasu niż przypuszczali, bo chociaż zazwyczaj musieli strzec swoich sekretów i planów, okazało się, że miło było móc się nimi z kimś podzielić.
- Wow - szepnął Longbottom, gdy tylko usłyszał idee zgrupowania. Od momentu Gwardii Dumbledore’a i walki w Ministerstwie, miał w sobie pokłady odwagi, o które jeszcze dwa lata temu sam by się nie podejrzewał.
Harry poczuł wyrzuty sumienia. Dobrze wiedział, że i Nevilla rodzice byli w pierwszym Zakonie; chłopak miał prawo dowiedzieć się o nim już dawno temu.
Do Colina natomiast nadal nie docierała cała sytuacja:
- A-ale ja? Merlinie, dlaczego? Muszą mieć kogoś kto wszystko psuję, na wypadek, gdyby trzeba było coś... popsuć? - Chłopak był niemalże przeraźliwie blady.
Ginny roześmiała się i szturchnęła przyjaciela w ramię.
- Czy nie przesadzasz, aby? - Jej dźwięczny głos sprawił, że Creevey uśmiechnął się blado. - Nie jesteś taki znowu okropny. Czasami, no wiesz... z zielarstwa, czy eliksirów. Może trochę z zaklęć. No i to wróżbiarstwo. Ale to nic, to błahostka.
Reszta towarzystwa roześmiała się serdecznie, co sprawiło, że nawet Colinowi wróciła odrobina humoru.
- Dzięki Ginewro, potrafisz pocieszyć człowieka! Cóż my byśmy uczynili bez ciebie?
- Ah, co ja poradzę? To moja służba, po to żyję! - Dziewczyna zasalutowała i znów się roześmiała. Odkąd potrafiła odprężyć się przy Harrym Potterze, jej towarzystwo było naprawdę przyjemne i mile widziane. Jej domownicy ją uwielbiali, a popularności zdecydowanie przysparzał fakt, że była odbierana jako naprawdę śliczna dziewczyna. Miała pobratymców niemalże w każdym domu w Hogwarcie. Prócz jednego, rzeczy jasna.

Jeżeli nie liczyć uszczypliwości wymienianych mimochodem z Blaisem Zabinim, ale ciężko było to określić mianem koleżeństwa.
Ale to wraz z Colinem tworzyli naprawdę zgraną, równą sobie parę przyjaciół i obydwoje niezwykle doceniali ten fakt.
- Nie martw się Colin, zawsze ci pomożemy, z czymkolwiek przyjdzie nam się tam zmierzyć - powiedziała Hermiona, kładąc chłopakowi rękę na ramieniu, co wywołało jego delikatny rumieniec.
- Mam nadzieję, że nie będzie to kolidowało z naszymi treningami - mruknął Harry, a brązowowłosa przyjaciółka zgromiła go spojrzeniem i głośno prychnęła.
- No wiesz! Jak możesz myśleć o czymś takim w tej sytuacji? W obliczu tego co się dzieję? - oburzyła się natychmiast.
- To też jest ważne Hermiono! - odkrzyknął chłopak, a reszta towarzystwa pokiwała ochoczo głowami i szybko pogrążyli się w rozmowie dotyczącej sportu.

Granger pokręciła głową i zanurzyła głowę w książce.

8 komentarzy:

  1. Witam! Trafiłam tutaj przypadkiem i jestem pod wrażenie twojego stylu i pomysłu. Naprawde świetnie piszesz. Czyta się przyjemnie nic nie wybija z rytmu. Zachowałaś charaktery postaci, co też bardzo mi się podoba. Licze, że dalej będzie równie ciekawie.
    Czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałabym. Czy jest szansa, żebyś informowała mnie o nowych rozdziałach na moim blogu?(smoczy-straznicy.blogspot.com
      Z góry dziękuję.

      Usuń
    2. Cześć! Dziękuję bardzo za komentarz, jak i miłe słowa :)
      Oczywiście z chęcią będę Cię powiadamiała o nowych rozdziałach.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Wpadłam z katalogu i... Zostanę tu na dłużej :) Historii o Draco i Ginny nigdy nie czytałam, a może być całkiem ciekawa :) Fajnie, że na początku wszystkich wprowadziłaś i zaprezentowałaś - fajnie o nich poczytać w innym kontekście ;)
    PS. Justuj tekst (wyrównanie tekstu) i może akapity? Też to dużo pomaga ;) i dodaję do linków
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
    _________
    Devirose
    wczorajszy-dzien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, dzięki wielkie za komentarz :)
      Uwaga trafna - wyjustowałam tekst!
      Także dodaję do linków :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Cześć i dziękuję za reklamę twojego opowiadania. Pierwszy rozdział bardzo mnie zainteresował i jak znajdę więcej czasu nadrobię resztę. Zapewne nie prześpię nocki z ciekawości co będzie dalej.
    Życzę dużo weny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z góry przepraszam za reklamę.

    Hogwart dla większości uczniów był domem. Do którego mogli uciec do znienawidzonych osób, bólu, nienawiści, strachu. Był miejscem do którego chciano powracać. Naomi młoda gryfonka z tym miejscem wiązała nadzieje, marzenia, uczucia, które zbiegiem czasu zostało jej odebrane.

    Zapraszam na
    http://hogwart-you-can-find-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wpadłam na chwilę i niestety nie zostanę na dłużej. Opowiadanie jest raczej słabe, styl męczy.

    Weny!

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WS
x x x x x x x.